czwartek, 28 listopada 2013

Dzień 3





Siedziałam na krześle, w znienawidzonym przeze mnie pokoju, a rany na nadgarstkach rozdrapywał nowy sznur. Do pomieszczenia wszedł Malik z jakimś mężczyzną. Dopiero po chwili go poznałam. Wysoki chłopak, brązowe włosy, czekoladowe oczy, jasna cera. To on mnie porwał. Jego wzrok utkwił na mnie, a usta uformowały się w kpiący uśmiech. Rzucał mi wyzwanie? Odgarnęłam włosy ruchem głowy. Przede mną stała kamera, gotowa do nagrywania. Wystarczyło nacisnąć przycisk. Zayn spojrzał na mnie, mrużąc oczy, kiedy usłyszał słowa szatyna. Ten wzrok nie mówił nic dobrego.

Szatyn podszedł do mnie, patrząc z góry. Malik stanął bliżej kamery, gotowy włączyć ją w każdym momencie. Zmarszczyłam brwi, widząc diabelski błysk w czekoladowej tęczówce, kiedy zadarłam głowę. O co chodzi?

- Masz płakać, słyszysz? Masz być roztrzęsiona, przerażona - mówił, śledząc wzrokiem ruchy Zayna. - Masz pokazać, że się boisz. 

Cholera. Nie zrobię tego. Nie dam mu tej satysfakcji. Wystarczy, że mnie tu trzymają, więc nie, nie zacznę płakać. Nie pokażę, jak bardzo się boję, chociaż przerażenie zawładnęło mną, widząc jego lodowaty wzrok. Brunet odwrócił na chwilę głowę, patrząc na ścianę, a potem poczułam jego rękę na swoim policzku. Dźwięk uderzenia rozszedł się po pokoju, a ja zacisnęłam oczy, nie wypuszczając łez bólu. Cholera, chłopak potrafi sprawić ból. Włosy zakryły mój obolały policzek, który zaczął pulsować. 

- Zacznij mnie, kurwa, słuchać! - Krzyknął, kolejny raz zadając uderzenie. 

Jęknęłam cicho, chcąc pomasować obolałe miejsce. Zgadnijcie, czemu nie mogłam tego zrobić! Cholera. Jedna łza wypłynęła na czerwony policzek, ale żadna inna nie poszła jej śladem. Nie pozwoliłam na to. Dalej znosiłam ból. Nie będę im niczego ułatwiać. 

- Cholera, Liam! - Podniesiony głos Malika doszedł do mnie z kilkoma sekundami spóźnienia. 

Nie otwierałam oczu, czekając na kolejne uderzenie. Ale ono nie nastąpiło. Zamiast tego usłyszałam ich stłumione głosy. Wyszli za drzwi, by porozmawiać. Jednak wrócili po niecałej minucie. Miałam opuszczoną głowę, ale rozpoznałam buty Zayna. Pociągnął za mój podbródek, przez co byłam zmuszona spojrzeć mu w oczy. Widziałam w nich niebezpieczny błysk. 

- Albo zrobisz to, co ci każę, albo źle się to dla ciebie skończy - szepnął. 

Poczułam zimne ostrze noża przy swoim prawym policzku. Przełknęłam głośno ślinę, nie wiedząc co zrobić. Byłam upartą istotką, wiedziałam, że łatwo nie ustąpię. Ale co, jeśli tym razem stanie przy swoim nie jest dobrym rozwiązaniem?

Chyba uznał moje wahanie za "nie". Pociągnął ostrzem przez moją skórę, a ja poczułam metaliczny zapach krwi. Cholera. Rana zaczęła piec, boląc bardziej niż powinna. Potem rozdarł moją bluzkę na ramieniu, gdzie zostawił kolejne strużki krwi. Łzy kumulowały się, co jakiś czas uciekając spod powiek. Zacisnęłam oczy, widząc uśmieszek Zayna. Nie dam mu tej satysfakcji. 

Po chwili poczułam jego oddech na swoim karku. Usłyszałam trzask drzwi, który teraz był mi obojętny. Byłam przerażona. Malik chwycił moją dłoń, nie odwiązując sznurów, po czym zaczął ranić jej wewnętrzną stronę. Jęknęłam z bólu - rany i pot to nie jest najlepsze rozwiązanie. Bolało jak cholera. Rozumiecie, czemu ustąpiłam, prawda?

- Dobrze, zrobię wszystko! 

Oddech miałam urywany, przez co słyszałam tylko niektóre momenty śmiechu Mulata. To wcale nie było zabawne. Ja się nie śmiałam, on też powinien zachować jakieś resztki... czegokolwiek. Nie powinien być taki. Co ja mu zrobiłam? Obiecuję, że jeśli uda mi się stąd kiedyś wyjść, mój ojciec będzie rzygał tą pieprzoną policją. Ale na razie nie zapowiadało się na to, że przeżyję tu więcej niż miesiąc. No, może dwa. Nie więcej. To przygnębiające. 

Usłyszałam charakterystyczny dźwięk zapalniczki, a po chwili zaciąganie się papierosem. Otworzyłam oczy, ale nie zauważyłam Malika. A potem... potem oczy zaszły mi czarnymi plamkami, a z ust uciekł krzyk. Kolejny śmiech chłopaka. Mój nadgarstek piekł niemiłosiernie, kiedy Zayn przyłożył do niego rozpalonego papierosa. Wiedziałam, że zrobi się z tego blizna. 

- Na pewno? - Zapytał, nachylając się. Ugryzł płatek mojego ucha. 
- Na pewno - jęknęłam, czując ból. 
- Radzę ci nagromadzić łzy. Przydadzą się - odparł, podchodząc do kamery. 

Auć. 




Leżałam wyczerpana na łóżku, przykryta ciężką kołdrą. Byłam wyczerpana. Męczyli mnie przez parę dobrych godzin, tak przynajmniej podejrzewałam. Co chwilę coś im nie odpowiadało, coś chcieli zmienić, poprawić. Ciągle coś. Jedyne czego teraz pragnęłam to śmierć. Szybka, prosta, byleby się ich pozbyć. Ale wiem, że planują mnie jeszcze pomęczyć. To nie czas na umieranie, nie dla nich. Och, nawet już mam dziwne myśli, świetnie. Wariuję! 

W pewnym momencie ktoś szarpnął drzwiami, a ja usiadłam na materacu, odrobinę przestraszona. Usłyszałam huk, odbicie czyjegoś ciała od metalowego wejścia i strzał. Tak, strzał. Serce zabiło mocniej, jakby chciało uciec i schować się, by uniknąć tego... zamieszania. Wstałam z łóżka i zaczęłam stawiać powolne kroki, starając się być cicho. Czekałam na jakiś dźwięk, cokolwiek. Wiedziałam, że drzwi są zamknięte, więc sama nie uciekłabym. Cholera, co robić?! 

Ktoś przekręcił zamek w drzwiach, a ja spojrzałam tam, czekając na najgorsze. Wbiegł do pomieszczenia, przerzucając sobie mnie przez ramię. Przez ułamek sekundy widziałam jego twarz. Malik. Pisnęłam cicho, co zaskoczyło mi - rzadko kiedy zdarzało mi się wydać taki dźwięk. Chłopak wybiegł z pomieszczenia, zbiegając po jakiś schodach. Znaleźliśmy się piętro niżej, gdzie wszedł do jakiegoś pokoiku. To była... biblioteczka. Malutka, bo miała jakieś trzy szafy z półkami. Zayn podszedł do jednej i wyciągnął książkę. Potem wszedł do kolejnego pomieszczenia, ze mną na ramieniu, a ja zauważyłam, że przejście zamyka się. Sekretny pokój ukryty za półkami z książkami, oryginalnie. Ale nie to teraz mnie martwiło. 

Zayn opuścił mnie, a ja pod plecami poczułam coś w stylu materaca. Chciałam wstać, usiąść, cokolwiek, ale chłopak nie pozwolił mi, pochylając się nade mną. Praktycznie leżał na mnie. Jego naszyjnik (lub wisiorek, nigdy tego nie odróżniam) zawisł, a ja poczułam jego chłód na okolicach szyi. Malik oddychał ciężko, lustrując moją twarz wzrokiem. Nawet w tej ciemności widziałam, jak jego oczy połyskują, chociaż teraz iskierki były groźne. Niebezpieczne. 

- Jeśli krzykniesz lub zrobisz cokolwiek, co ktoś u góry mógłby usłyszeć, zabiję cię - mruknął, patrząc na mnie gniewnie. 

Kiwnęłam powoli głową. Cholera, bałam się go. Albo tego... kogoś u góry. Tak, moje przerażenie było obecnie skierowane do tej osoby, która tu wtargnęła. No, chyba, że przyszli mnie uratować, wtedy nie mam nic przeciwko. 

Chciałam zadać mu parę pytań. 
Chciałam go dotknąć. 
Był tak blisko. 

Cholera, Shae! Przestań. 

- Nie gap się tak na mnie, mała - warknął, jednak był rozbawiony. 
- Czemu się tu schowaliśmy? - Zapytałam, marszcząc brwi. 

Wątpiłam, że mi odpowie. Ale zrobił to. Czyżby to czas na bezkarne pytania?

- Bo u góry jest teraz niebezpiecznie. 

Och, niejednoznaczne odpowiedzi? Chyba muszę być bardziej dokładna. Zaczęłam układać w głowie kolejne pytania, zadając je w odpowiedniej kolejności. 

- Kto tam jest? To znaczy, przez kogo zabrałeś mnie stamtąd?

Westchnął cicho, siadając na mnie okrakiem. Przeczesał ręką włosy, wyciągając coś z tylnej kieszeni. Och, serio? Nawet w takiej chwili miał przy sobie paczkę fajek i zapalniczkę? Naprawdę?

- Mamy... niezapowiedzianą wizytę innego gangu. - Och, odpowiedział? Wow.

Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego. Cholera, niewygodnie. Poruszyłam się, czując większy nacisk na podbrzusze. Usiadłam gwałtownie, a mój nos musnął jego koszulkę. Nie przejęłam się tym, nie miałam ochoty zwracać uwagę na jego mięśnie. Spojrzałam prosto w jego oczy, widząc zdziwienie wymalowane na podłużnej twarzy. Czyżby zdziwił się moją gwałtownością? Wzięłam głęboki wdech, uspokajając serce. Uśmiechnął się leniwie, przybliżając swoją twarz do mojej. O nie, za blisko. Stanowczo. Wyciągnął papierosa ze swoich ust i popchnął mnie, przez co plecami dotknęłam materac. Ponownie. Pochylił się nade mną, przyciskając swój palec do mojego obolałego policzka. Wcisnął go, jakby chciał zrobić mi dołeczek, a ja syknęłam z bólu. Zacisnęłam oczy, nie chcąc go widzieć. Zaśmiał się cicho. Ale nie to mnie zdenerwowało. Tylko to, co właśnie robił.

Przycisnął usta do mojej szyi, gryząc i ssąc skórę. Warknęłam cicho, starając się go odepchnąć. Co mam zrobić? Skóra coraz bardziej piekła i zapewne robiła się czerwona. A on dalej nie puszczał. Gryzł ją, jakby była zwykłym kawałkiem jedzenia, a moje protesty na nic się zdały. Był za silny. 

- Przestań! - Szepnęłam. 

Puścił mnie dopiero po jakiejś minucie. Chciałam dotknąć swojej obolałej skóry, ale przytrzymał moje nadgarstki, po raz kolejny mając nade mną władzę. Cholera, miałam go dość. 

- Nie rzucaj się tak, mała - mruknął prosto w moje ucho. 
- Puść mnie! - Po raz kolejny szarpnęłam rękami. 

Dopiero za trzecim razem odpuścił, ponownie siadając na moich biodrach. Patrzył na mnie z góry, a ja zauważyłam w jego oku znajomą iskrę. Mówiłam już, jak mnie wkurzał? Tak? To powtórzę - miałam go już dość. 

- Dlaczego postanowili... złożyć ci tak nietypową wizytę? - Zapytałam, próbując zająć czymś swoje myśli.

I jego. 

Zamyślił się, nie do końca wiedząc, co odpowiedzieć. Zapanowała między nami cisza, podczas której dało się słyszeć jedynie jego miarowy oddech i mój, urywany. Czekałam na odpowiedź, w głowie zadając więcej pytań. 

- To moi wrogowie, Shae. Po prostu chcieli nas wszystkich zabić - powiedział, zamyślony. 

Skorzystałam z okazji, wypytując dalej. 

- Dlaczego schowałeś nas tu? - Zapytałam, trochę nieskładnie i dziwnie. 

Spojrzał prosto w moje oczy, jakby szukając dobrej odpowiedzi. Czyżby jej nie znał? Zmarszczyłam brwi, czując jego niepewność, którą starał się zamaskować. Sama zaczęłam ją odczuwać, unosiła się w powietrzu. Nie za dużo jej trochę, przypadkiem? Zaciągnął się papierosem, o którym zdążyłam zapomnieć. 

- Gdyby cię znaleźli, użyliby przeciwko mnie. A potem zabili. Dość brutalnie. 
- A niby ty mnie nie zabijesz? - Warknęłam, chcąc założyć ręce na piersi.

Uniemożliwił mi to. W jednej chwili chwycił moje nadgarstki, a jego oczy straciły swój blask. Przybliżył swoją twarz do mojej, piorunując mnie wzrokiem. Cholera?

- To nie czas na takie głupie pytania - odwarknął. 

Och, zmiana gry? Okej!

- Pytania na temat mojego życia wcale nie są takie idiotyczne. W przeciwieństwie do ciebie, zastanawiam się czy dożyję jutra, czy postanowisz mnie zastrzelić.

Zmrużył oczy, zrobiłam to samo. Mierzyliśmy się spojrzeniami, dopóki nie wstał ze mnie, przeczesując nerwowym ruchem włosy. Usiadłam, prostując plecy, gotowa na jakikolwiek atak z jego strony. Ale nie doczekałam się. Zamiast tego, Malik ruszył w stronę wejścia, ukrytego za regałem z drugiej strony, przystając na ułamek sekundy. Spojrzał za ramię i ostatni raz odezwał się do mnie nim wyszedł:

- Nie waż się stąd ruszać. 

Tyle go widziałam. 




Od autorki: Szybko ten rozdział jakoś mi poszedł, prawda? Zajął mi trzy dni, to dziwne. Zwykle był jakiś tydzień pisania, a tu proszę! Black magic! Ale nieważne. Rozdział (chyba) dłuższy od Dnia 2, jednak nie jestem pewna. Intuicja, nie? Słucham sobie Dawida Podsiadło (jego nazwiska się nie odmienia, prawda?) i oglądam znajomych mojej siostry. Wiecie, ten teledysk (kliknij), to ten chłopak i dziewczyna, znam ich! Dzięki siostrze, ale jednak. Liczy się, nie? Studia aktorskie czasem ułatwiają dostanie roli w teledysku. Ale nie to chciałam powiedzieć, raczej zakomunikować, że właśnie to było moją inspiracją do napisania rozdziału. Nie chodzi o sam tekst czy historię, po prostu podsunął mi pomysł rozwinięcia akcji, o. Właśnie, co myślicie o Dniu trzecim? Coś się dzieje, jednak Shae nie trafiła do samego serca tej przygody. Jeszcze. Przepraszam za jakiekolwiek błędy, poprawiajcie mnie jak coś.

7 komentarzy:

  1. Bieda Shae. Musiała się nieźle nacierpieć, gdy nagrywali ten głupi film dla jej ojca.
    Gdy Zayn zabrał Shae do tej skrytki i kazał jej być cicho, myślałam, że to właśnie jej ojciec przyszedł. Że jakimś cudem namierzyli Zayna. xD
    Rozdział bardzo fajny, aczkolwiek strasznie szybko mi się go czytało.
    Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ajj. . Normalnie utożsamiam się z Shae, i przeżywam to razem z nią. Podziwiam ją, że jest taka dzielna. Ja bym dnia nie wytrzymała tam, maaatko ;o
    Fajnie to wszystko opisujesz, te wszystkie zadane rany, cięcia i w ogóle, to odczuwam ten ból razem z nią. brrr..
    Rewelacyjny rozdział.
    Czekam na więcej :>

    Pozdrawiam.
    @blue_eyes_9

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam cie!
    Wpadlam na twojego bloga przez przypadek, koczując na lotnisku JFK, a że polka jestem tylko z pochodzenia, to szukalam czegos do czytania w ojczystym jezyku ojca.
    I jestem użeczona!!!! ( tak to sie pisze?)
    Co godzine wchodze na twojego bloga i czytam jeszcze raz wszystko od poczatku
    Uwielbiam twoj styl pisania, to jak opisujesz, dbasz o szczegoly. Kiedy czytam mam wrazenie ze jestem tam i wszystko widze.
    Czekam na kolejny. Rhodes.
    (sorry za brak tych wszystkich kresek)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. Zastanawia mnie, czy coś będzie między Zaynem a Shae. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i zapraszam do mnie
    pozdrawiam Alexa :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Perfekcyjny :D Dopiero zaczęłam czytać bloga, a już się w nim zakochałam <3 Masz bardzo fajny styl pisania, a treść jest jeszcze lepsza ^^ Nie spodziewałam się takiego agresywnego Liama, myślałam, że to on będzie 'tym dobrym' xD Pozory mylą. Dobra, nie ważne, oni wkońcu wysłali ten filmik ? Chyba tak :) Jaki znowu inny gang ? Mamy się bać ? xD Omg, kocham ten fragment w biblioteczce <3 Romans powoli się rozkręca ^^
    M.

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialne ! Szykuje się niezła zabawa ; )

    OdpowiedzUsuń