czwartek, 14 sierpnia 2014

Zayn



Był zły. Gniew targał każdą, nawet najmniejszą, cząstką jego ciała. Krew gotowała się w żyłach, a myśli krążyły wściekle po głowie. Gdyby tylko mógł, strzeliłby sobie kulkę w usta. Ale nie mógł. Miał przecież Shae... nie, nie miał jej już. Ale miał Hanaa, jeśli tak można to nazwać. Jedyna dziewczyna, którą pokochał, zniknęła, uciekła od niego, zabierając ich córkę. Ich! Nie jej, a ich! On też miał prawo do Hanaa, miał prawo do widywania jej, wychowywania... Miał to cholerne prawo do tego! 

Więc dlaczego odpuściłeś?, przebiegło mu przez głowę. Cóż, nie wiedział tego. Był frajerem, zdawał sobie z tego sprawę. Pozwolił odejść dwóm najważniejszym osobom w jego życiu. I w imię czego? "Jak kocha to wróci"? Gówno, nie wróciła. Ani ona, ani Hanaa. Chociaż... jego córka właściwie nie miała jak, pewnie ledwo nauczyła się chodzić. 

Minęły trzy lata. Trzy cholerne lata, a on po prostu nie zrobił nic. Cholerne, wielkie nic! Niewiele spał, niewiele jadł, niewiele wychodził do ludzi. Po prostu był zjawą, duchem, wrakiem dawnego Zayna. Kurwa, był pieprzonym Zaynem Malikiem i właśnie tak wyglądał? On? Jak do tego doprowadził?

Cholerna miłość, warknął sam do siebie. Ostatnio często mu się to zdarzało. Bo do kogo miał gadać? Do kubka, ewentualnie. Chociaż nie, niedawno stłukł ostatni, który został. W końcu jakoś musiał wyładować swoją wściekłość, prawda?

Nie wiedział, który był dzisiaj dzień. Ba!, nie wiedział, który był miesiąc. Minuty i godziny zlewały się w jedno, dni przelatywały przed jego nosem, zamieniając się w miesiące. Szalał przez to, czuł się tak bezradnie. I to dlaczego? Bo się zakochał. Zakochał w dziewczynie, która odeszła. I nie wróciła. Ona go nie kochała. Czemu? Dawał jej wszystko, oczekiwał tylko odrobinę miłości. Odrobinę! Nawet jej, kurwa, zaufał! I jak mu się odpłaciła?

- Odeszła, do kurwy! Odeszła! - wykrzyczał.

Zaczął dyszeć, rzucając różnymi rzeczami. Krzesłem, szklanką, widelcem, cholerną butelką wody. Gniew palił jego oczy, ale nie zwracał na to uwagi. Zignorował nawet pieprzone łzy, które cisnęły się pod jego powiekami. 

- Pieprzona suka - wychrypiał.

Wziął głęboki oddech, starając się uspokoić. I na co to? Pewnie i tak za chwilę zacznie rozdrapywać stare rany, by skończyć na rozwalaniu wszystkiego wokół niego. Uspokój się, stary, powtarzał w myślach. To tylko dziewczyna, nikt, kto spowodowałby takie zachowanie. Ale wiedział, że się mylił, Shae nie była nikim. Była wszystkim, co miał. Cholernym całym światem. I co po sobie zostawiła? Pustkę. Wrak człowieka. Cóż, tyle była warta ta cholerna miłość. 

Rozejrzał się wokoło, siadając na niepościelonym łóżku. Musiał stamtąd wyjść, natychmiast. Więc zrobił to, zignorował wszystko. Po prostu wyszedł z tego cholernego mieszkania, by dotrzeć do klubu dwie ulicy dalej. Właśnie tego potrzebował.




Drink za drinkiem. Kieliszek za kieliszkiem. Pieniądz za pieniądzem. Teraz tak wyglądały jego wieczory. Wizyta w klubie, upicie się, powrót do mieszkania o czwartej nad ranem. Niekoniecznie mu się to podobało, co nie znaczyło, że tego nie lubił. 

Przyzwyczaił się do gorzkiego smaku alkoholu. Przyzwyczaił się do gryzącego dymu papierosów, które wypalał. Przyzwyczaił się do flirtujących z nim dziewczyn, co mu schlebiało, jednak wszystkie od siebie odtrącał. Przyzwyczaił się do znaczących spojrzeń barmana, z którym szedł na dwie minuty do ich szatni, by wziąć trochę narkotyków. Lubił to, każdy szczegół. Zatruwał się powoli, kawałek po kawałku, ale nie obchodziło go to. Nie teraz, kiedy mógł chociaż na jeden krótki moment o niej zapomnieć. O jego Shae. Nie, ona nie była jego, już nie. Cholerne życie. 

- To, co zwykle? - zapytał barman, a on kiwnął głową.

Mężczyzna nie kłopotał się, tylko podał mu całą butelkę wódki, odbierając od Zayna należytą kwotę. Potem podszedł do kolejnego klienta, nie zaszczycając Mulata już ani jednym spojrzeniem. Odkręcił zakrętkę i nalał sobie alkoholu do kieliszka, czy cokolwiek to było. 

- Cholera, Malik, znowu pijesz?

Przewrócił oczami, ciągnąc łyk z tego cholerstwa. Skrzywił się nieznacznie, lejąc kolejną porcję. Spojrzał na Liama, który niedawno znalazł go. Od dwóch lat nie mieli ze sobą zbytnio kontaktu, wymieniali jakieś luźne informacje, nic wielkiego. Dopiero pół miesiąca temu Payne znalazł go w tej cholernej dziurze, w której próbował uciec od świata. Od wspomnień.

- Czego chcesz? - warknął, nieco zbyt ostro niż zamierzał. 
- Powinieneś poznać w końcu jakąś dziewczynę. Wiesz, wypieprzyć ją, do cholery, Malik! Bądź dawnym sobą! Poderwij i idź z nią na górę, a potem weź na wszystkie możliwe sposoby. Po prostu zrób coś z tobą i tą całą aurą nieszczęścia, kurwa! 
- Odpieprz się ode mnie - mruknął, lecz pomysł jego kumpla rozpalił w czekoladowych oczach dawny, już zapomniany, płomyk. 
- No dalej, poszukaj jakiejś dziewczyny, teraz. 
- Kurwa, okej. 

Wstał, odpychając się od baru. Chwycił jeszcze butelkę wódki i pociągnął z niej trzy łyki, a potem faktycznie poszedł wgłąb klubu, rozglądając się dokładnie. Doskonale wiedział, że podświadomie porównywał je wszystkie do Shae - za wysoka, blondynka, za jasne oczy, zbyt okrągła twarz, zbyt chuda (cholerne anorektyczki), dziwacznie ubrana, dziwacznie uczesana... Rezygnował. Powoli naprawdę odpuszczał, przecież to na nic. Minęły dwa cholerne lata, a on, do kurwy, nadal się nie ogarnął. Już nie pamiętał, kiedy ostatnio się pieprzył, tak porządnie. On! Cholerny Zayn Malik! Jego drugim imieniem był pierdolony przygodny seks, co się stało z tamtym gościem? Ach, tak, zakochał się. 

I nagle go olśniło. Zobaczył dziewczynę. Nie byle jaką. Miała czarne włosy, takie do ramion. Grzywkę, podłużną twarz i bladą cerę. Stała z przyjaciółką, która po chwili zaśmiała się i ruszyła na parkiet, mijając Malika. Przejechał językiem po wargach, uśmiechając się łobuzersko. Zauważyła go. Miała zielonkawe oczy. 

Ruszył w jej stronę, przeczesując włosy postawione na żel. Zatrzymał się parę centymetrów od niej, pochylając się nad dziewczyną. Mógł się jej przyjrzeć. Miała nieco... dziką urodę, ostrzejsze rysy twarzy i delikatne dołeczki w policzkach, ale tak... znalazł to, czego szukał. 

- Zayn - wychrypiał do jej ucha. 
- Um... Chloe - powiedziała cicho, ledwo ją usłyszał.

Miała ładny głos. Delikatny, ale zarazem nieco niski, jakby niebezpieczny, zadziorny. Podobało mu się to. Uśmiechnął się, niczym drapieżnik do swojej ofiary. Och, tak, musiał ją zdobyć. Zagryzł płatek jej ucha, wyrzucając namolne myśli z głowy. Wygląda jak Shae... 

- Co taka dziewczyna robi w tej dziurze?




O piątej nad ranem obudził się obok Chloe, patrząc na nią. Tak, była naprawdę podobna do Shae. Wydawało mu się, że rozdziewiczył ją. To znaczy, miał pewność po zobaczeniu niewielkiej ilości krwi na prześcieradle. Zachował się wczoraj jak dupek, jak dawny on. Upił dziewczynę, która miała naprawdę słabą głowę, a potem zaprowadził na piętro klubu, do jednej z sypialni, by na końcu przepieprzyć ją tak mocno, że dzisiaj z pewnością będzie miała problemy z chodzeniem. Zrobił jej malinki; na szyi i dekolcie, a na biodrze tworzył się siniak odciśniętej dłoni. 

Był spełniony. Brakowało mu tego. Brakowało mu posiadania na własność dziewczyny, chociaż na tak krótką chwilę. Zapalił papierosa, zaciągając się dymem. Położył się ponownie na plecach, podkładając ręce pod głowę. Rzucił ostatnie spojrzenie dziewczynie, po czym uśmiechnął się łobuzersko. 

Wracam do gry, przemknęło mu przez myśl. I z pewnością nie chodziło o seks. 

To dobry moment, by zrobić z Chloe swoją własność. Postąpi tak, jak z Shae. 

Historia lubi zataczać koła. 




Od autorki: Nie powinnam, to złe, że tak po prostu znowu tu coś umieszczam, znowu powracam do Shae i Zayna. Chciałam dać coś od siebie, zastanawialiście się, co się stało z Malikiem, więc proszę, napisałam wam. Ot tak, bo mnie na to naszło. Jest po północy, więc przepraszam za jakiekolwiek błędy. Ucieszy mnie każdy komentarz. A tak właściwie, hm... tęsknię za DI. To znaczy, nie wiem, czy wrócę na SS, ale powstał Fallen Shadow, główni bohaterowie to Zayn i Colette (którą jest Hannah). Planuję, że będzie to nieco w klimatach Dark Ignorance, lecz tym razem zero Andy`ego czy Olivera. Po prostu, tylko Zayn, no. Macie moje słowo, jeśli jest coś warte. Zapraszam was, jest już prolog. I zorientowałam się, że chyba nigdy nie dziękowałam za to, że byliście, więc - dziękuję. To naprawdę wiele dla mnie znaczyło. I mam nadzieję, że będziecie ze mną też na Fallen Shadow, bo to coś dla was, skoro czytaliście DI. Do zobaczenia na FS? I dziękuję za wszystkie wyświetlenia, które nadal są wysoką liczbą, która wciąż rośnie. 

piątek, 16 maja 2014

1.02 - Wizyta w sali malarskiej


Popchnęłam mocno duże drzwi, mijając się w progu z jakąś czterdziestoletnią kobietą. Zmierzyła mnie wrogim spojrzeniem, ale zignorowałam to, podchodząc szybko do jakiegoś woźnego. Przynajmniej na niego mi wyglądał.

- Przepraszam, gdzie znajdę salę 330? - zapytałam, marszcząc brwi.
- Trzecie piętro, drzwi po lewej.

Czytaj dalej →

sobota, 10 maja 2014

1.01 - Pierwsze spotkanie



Wdech, wydech, to jedyne słowa, które teraz odtwarzały się w mojej głowie. Stałam w kolejce tuż za starszą panią, która lustrowała mnie od góry do dołu, jakbym była jakimś dzieckiem szatana. A nie byłam, chyba. W końcu, nie znałam swojego ojca, tak? Ale miałam go poznać, moja mama załatwiła spotkanie z nim. Obawiałam się tego, to chyba normalne, prawda? Nie wiedziałam, jaką był osobą, nie wiedziałam o nim niczego.



sobota, 3 maja 2014

Prolog drugiej części



Młoda dziewczyna siedziała na swoim łóżku, obserwując ścianę z plakatami. Członkowie jej ulubionych zespołów obserwowali ją lub obdarzali uśmiechem, jednak nie zwracała na to kompletnie uwagi. W głowie miała tylko jedne słowa, które kiedyś wypowiedziała jej matka. "Jeśli zechcesz, możesz poznać swojego ojca". Czy właśnie tego pragnęła? Właśnie teraz?


Może już aż tak tęsknię?


Powrót?


Długo się nad tym zastanawiałam, długo się nad tym głowiłam, długo rozważałam minusy i plusy. Doszłam do wniosku, że jako tako mam pomysł na drugą część Dark Ignorance, haczyk jest w tym, że zostawiamy Shae i Zayna, a przechodzimy do Hanaa i... no właśnie, kogo? Z tego, co pamiętam, do wyboru zostali mi Louis i Niall, związku z tym głównym bohaterem zostanie Niall (po prostu nie potrafię pisać o Lou, cały czas wtedy mam w głowie Eleanor). Oczywiście, Hanaa, jako dziewczyna ciekawska, zacznie szukać Zayna i tak dalej... no, nieważne, nie mogę wam przecież opowiedzieć całego pomysłu, tak? No, wracając, piszę to, bo chciałam wiedzieć, czy ktokolwiek tu jeszcze jest, będzie chciał to czytać... 
Proszę was o komentarze, im więcej ich będzie, tym bardziej skłonna będę do pisania drugiej części (nie widzę sensu w tym, by pisać dalej dla jakiś pięciu osób, dlatego proszę o te komentarze)
Myślę, że to tutaj powstanie druga część, no chyba, że chcecie, bym zrobiła na to osobny blog. Chcecie? Właściwie już wszystko mam zaplanowane, nawet wybrałam główną bohaterkę, jest cholernie podobna do Hannah (czyli Shae) - no chyba, że chcecie, by to właśnie Hannah grała, znowu, główną bohaterkę (chodzi o jej zdjęcia), ale to wasz wybór. 
Naprawdę was błagam o komentarze, chcę znać wasze zdanie na ten temat.
Wyjątkowo poinformuję o tym na Twitterze, jak wszyscy, to wszyscy.



środa, 23 kwietnia 2014

Parę (nie)ważnych pytań



Tak, tak, teraz prawdopodobnie zagracam bloga, a obiecałam sobie, że nigdy nie będę tego robiła. No trudno, nigdy nie miałam silnej woli, takie życie. Ale!, mam pytanie, a właściwie dwa. Przejdę od razu do rzeczy, bo pewnie na to czekacie (hej, jest tu ktoś jeszcze?).

  • Pytanie numer jeden!
Mam pomysł na nowe opowiadanie, chodzi za mną dawno, a blog istnieje już jakiś rok, jak nie więcej. Napracowałam się nad tymi wszystkimi kartami i tak dalej, a teraz szkoda mi to usuwać, poza tym, nie miałam okazji, by wykazać się w tym opowiadaniu. Sęk w tym, że to nie jest nic w tematach Dark Ignorance. Mówiąc dokładniej, akcja toczy się w średniowieczu, wokół jest magia, biegają elfy, z podziemi wychodzą krasnoludy, a ludzie próbują opanować ten chaos, przy okazji walcząc pomiędzy sobą. Obowiązkowo walka, właściwie wojna w całym państwie z istotami, które nie mają prawa istnieć. Łotrzyki, magowie i wojownicy to podstawa tego bloga. Niektóre pomysły może zdarzyć mi się czerpać z gry (Dragon Age I & II), bo to na tym miało się opierać, ale kanonu nie musicie znać, a nawet lepiej, jeśli właśnie go nie znacie. Oczywiście, pojawi się Zayn jako główny bohater, bo jak to miałoby być inaczej? Kontynuując (a nie to cały czas robię?), czy ktoś by to czytał? Jeśli jesteście chętni, zapraszam na Upadłych Szarych Strażników! Nie wiem, czy to wypali, czy będzie choć trochę dobre, ale, naprawdę, zależy mi na waszej opinii. Na razie nie ma tam żadnego wstępu, ale mogę coś na szybko napisać. To znaczy, jakiś wstęp.


  • Okej, teraz drugie!

 Pod epilogiem znalazłam propozycję, bym umieściła tu... dodatek. Wyjaśnienie, co stało się z poszczególnymi osobami (tak, tak, chodzi o Zayna). Chcielibyście coś takiego? Byliście dość... niezadowoleni tym, że zostawiłam wam wolną rękę w wielu sprawach. Jak chcecie, mogę taki dodatek napisać, ale jeśli większego entuzjazmu nie będzie, trudno. Takie życie.

To na tyle ode mnie, liczę na jakieś odpowiedzi. 

piątek, 11 kwietnia 2014

Epilog




- Uważaj, Scott!

Objęłam się ramionami, bardziej otulając luźną bluzą. Mały roześmiany chłopczyk przebiegł obok mnie w towarzystwie sześciomiesięcznego czarnego labradora. Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy wbiegli do wody, mocząc stopy. Pięcioletni Scott był moim drugim dzieckiem. Nad wyraz inteligentny i wesoły. Był prawdziwą mieszanką genów.

Stanął naprzeciwko mnie, uśmiechając się słodko. Poczochrałam jego czarne włosy, które powiewały na chłodnym wietrze. Schyliłam się i poprawiłam mu luźną bluzkę, a chłodne niebieskie oczy malca zabłysły, kiedy znowu rozszerzył usta w grymasie radości. Pocałowałam go w nos i posłałam w dalszą zabawę, kiedy czarna kulka zatrzymała się przy nas, chlapiąc wodą.

Stanęłam prosto, patrząc na ocean. Drgnęłam, nieco wystraszona, kiedy silne ramiona objęły moją talię, a męski podbródek zniknął wśród moich włosów sięgających do ramion. Wtuliłam się plecami w tors bruneta, przymykając oczy. Uśmiechnęłam się, byłam szczęśliwa.

Kolejny śmiech dobiegł do moich uszu. Uchyliłam powieki, patrząc na małą Theę. Jej jasne włosy walczyły z wiatrem, a duże brązowe oczy błyszczały radością. Zmarszczyła mały nosek, całując oklapnięte ucho psa. Miała zaledwie trzy lata, ale zwierzęta, które mieliśmy, czyli pies i dwa koty, były dla niej wszystkim.

Wzięłam głęboki wdech, oddychając powietrzem, które wiało znad oceanu. Chłodne wargi spoczęły na moim policzku, na co poszerzyłam swój uśmiech. Położyłam swoje dłonie na tych, co ogrzewały ciążowy brzuch.

- Wszystko w porządku? - usłyszałam.

Pokiwałam głową, odwracając się przodem do Andy`ego. Na jego twarzy wykwitł uśmiech. Pogładziłam go po policzku, całując prosto w usta. Przejechałam palcami po jego czarnych farbowanych włosach, to stało się już moim nawykiem.

- Mamo?

Spojrzałam w prawo. Hanaa. Stała obok nas, obdarzając uśmiechem. Po rozstaniu z Zaynem zaczęłam dostrzegać u niej więcej cech z wyglądu ode mnie, aniżeli od niego. Oczywiście, jej skóra nadal była ciemniejsza, a oczy jaśniejsze, ale nie tak bardzo dostrzegalnie. Od zawsze wiedziała, że Andy nie jest jej ojcem, co akceptowała, ale tak właśnie go traktowała, jak tatę. Miała zaledwie siedem lat, ale jej dorosłość w takich sprawach zadziwiała.

Nie wiedziałam, co się działo z Zaynem. Po tym, jak zabił mojego ojca i Megan... cóż, niewiele mnie obchodził. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego, no bo przecież pozbawił życia dwie osoby, prawda? To chore.

- Tak, słońce? - mruknęłam, gładząc ją po czarnych włosach.
- Możemy już zacząć jeść?

Zaśmiałam się, a po chwili dołączył do mnie Andy. Odsunął się trochę ode mnie i wziął na ręce dziewczynkę. Jak każde z trójki rodzeństwa, z zafascynowaniem obserwowała każdy jego tatuaż, zapominając o jedzeniu. Tak, była prawdziwym głodomorem, ale jej waga na to nie wskazywała, wręcz przeciwnie.

Spojrzałam na młodsze dzieci i psa, który skakał wokół nich, szczekając wesoło. Później przeniosłam swój wzrok na Andy`ego, który po raz kolejny opowiadał historię powstania jednego z tatuaży dziewczynce w ramionach.

Liczyłam ledwie dwadzieścia sześć lat, ale już miałam wszystko.

Miałam wszystko i byłam z tego powodu dumna.




Od autorki: I think I`m crying. Czekałam, by dodać tę piosenkę przez parę rozdziałów, "Goodbye" idealnie tu pasuje. To koniec Dark Ignorance! Pewnie liczyliście na inny epilog, prawda? Wielka sielanka Shae i Zayna. Cóż, jestem z siebie dumna, bo najpierw chciałam wszystkich pozabijać, a główna bohaterka miała żyć nieszczęśliwie, w samotności. Taki koniec, jaki zawarłam wyżej, pokazuje, że nie wszystko toczy się tak, jak chcemy. Oczywiście, to szczęśliwe zakończenie, dla Shae. Wy, czytelnicy, byliście nastawieni na nią i Zayna, a ja tutaj pokazuję, że nic nie jest pewne na sto procent. Pewnie przeciwnicy Andy`ego szykują na mnie piły i tasaki, ale nie rusza mnie to. I tak jestem dumna z takiego zakończenia! Zrozumiem wszystkie "hejty" pod rozdziałem, chociaż pewnie trzy czwarte nie będzie miało żadnego uzasadnienia. Postaram się na każdy komentarz odpowiedzieć (pomijając te, pod tytułem "świetnie" i koniec komentarza). Proszę was, każdego, kto czytał moje opowiadanie o zostawienie po sobie śladu, choćby i właśnie takie krótkie "super" czy coś. Będę wdzięczna, naprawdę. Ale to nie znaczy, że nie oczekuję tych długich komentarzy (przyznajmy, kojarzę ludzi głównie po długości tego, co piszą), bo to na nie będę w stanie odpowiedzieć. Co do nowego bloga, zapraszam! Crucify Me, bohaterowie już dodani, prolog także. Możecie wpisywać się w "Informowani". Boże, tak bardzo smutno, uwielbiałam tego bloga. Może i nie był idealny, ale wyszedł mi, do cholery. Nie chcę przedłużać, pewnie i tak połowa tego nie czyta, powiem tylko, że to koniec DI i zapraszam na resztę blogów. Dodam, że najczęściej będę na Crucify Me i The Prophet, to moje najlepsze historie (chociaż jeszcze nie jestem pewna co do CM).



Mam nadzieję, że zwrócicie swoją szczególną uwagę na Crucify Me i The Prophet, naprawdę warto. Dziękuję za te pół roku razem, wasze wsparcie wiele dla mnie znaczyło.

sobota, 5 kwietnia 2014

Dzień 44




Zayn wszedł wściekły do piwnicy, mijając zaciekawioną jego zachowaniem Megan. Zacisnął mocno pięści, patrząc na lewo. Przeróżne noże i inne cholerstwa do torturowania leżały na metalowym stole, który często służył chirurgom. Jego powierzchnia była zakrwawiona, tak samo jak podłoga wokół. Ale nie to go interesowało, nie teraz. Szedł zdecydowanie, zaciskając w dłoni duży nóż, który zgarnął po drodze. Zza niego dobiegł szyderczy śmiech Megan, a na jego twarzy wykwitł grymas, jak mógł kiedykolwiek lubić ten dźwięk?

Mężczyzna zwisał na łańcuchu, który przymocowany był do jego nadgarstków, z zamkniętymi oczami. Oddech przyspieszył, kiedy usłyszał kroki Zayna. Wiedział, co go czekało, każdy wiedział. On, jego syn i córka. Matka jego dzieci i ojciec jego wnuczki. Nikt nic nie zrobił, by go powstrzymać, by powstrzymać Zayna. Bo po co? Przecież był tylko zbędnym ciężarem, nikomu nie potrzebny. Nikomu. 

- Ostatnie słowa, staruszku? - warknął Mulat, przystawiając nóż do jego gardła.

Zimny metal spotkał się z rozgrzaną i spoconą skórą Richarda, który myślał gorączkowo. Co ma powiedzieć? Pogodził się ze śmiercią, pogodził się ze wszystkim. Był gotowy. 

- Moja córka w końcu cię zostawi.

Nie wiedział, że już to zrobiła. Nie wiedział, ale miał takie przeczucie. 

Furia Zayna znalazła miejsce w jego prawej dłoni, która mocno zacisnęła się na nożu. Przeciągnął nim mocno i stanowczo po gardle Rosena, którego głowa zawisła bezwładnie, a z szyi tryskała ciemna krew. Mulat warknął, a agresja narosła w nim. Słowa Richarda jeszcze bardziej go rozwścieczyły. 

Shae go zostawiła. Zostawiła, bo nie był normalnym chłopakiem. Był zły, zabijał wszystkich i wszystko. A teraz miał zamiar zabić Megan. 

- To wszystko przez ciebie, suko - warknął po raz kolejny, tym razem w stronę kobiety. 

Podszedł do niej, poprawiając uchwyt na nożu. Megan przełknęła mocno ślinę, patrząc na ostrze. Zaczęła się cofać, aż w końcu natrafiła na ścianę. Podniosła ręce do góry, kręcąc głową na boki. Wiedziała, że to jej koniec.

- Nie, Zayn, proszę - wyszeptała przez łzy.

To był jej koniec. Koniec Richarda, Megan i zdrowego rozsądku Zayna. 




Byłam żałosna. Moje życie było żałosne. Wszystko było żałosne. Moje serce umarło, moja dusza umarła. Nic nie miało znaczenia, ja nie miałam znaczenia. Już nie istniałam. Czułam się źle, po prostu. Minęło parę dni od wizyty Zayna, chyba. Nie byłam pewna. Działałam jak robot, niezdolna do jakichkolwiek uczuć, robiąca wszystko z przyzwyczajenia. To było naprawdę dziwne i chciałam się uwolnić z tego stanu, ale nie potrafiłam, przynajmniej tak mi się zdawało. 

Czy za nim tęskniłam? Czy żałowałam tej decyzji? Cholera, nie. Nie tęskniłam, nie żałowałam, po prostu niczego nie czułam. Wmawiałam sobie, że Zayn był tylko moim przyzwyczajeniem. Czy to prawda? Nie miałam pojęcia. Nie wiedziałam, czy cokolwiek w moim życiu jest prawdą. 

Mocne i zdecydowane uderzenia pięścią kazały mi wstać z kanapy w salonie i pójść do drzwi. Spojrzałam przez wizjer. Otrząsnęłam się z małego szoku i szybko otworzyłam zamek, wpuszczając gościa do środka. Bez zbędnych słów przytulił mnie, a ja zaciągnęłam się jego zapachem. 

- Zayn tu był, prawda?

Niski głos dotarł do moich uszu. Wtuliłam twarz w zagłębienie jego szyi i pokiwałam głową. Nie ufałam swojemu głosowi, nie w tej sytuacji. Brakowało mi go, tak mi się przynajmniej zdawało. Już niczego nie byłam pewna i przygnębiało mnie to.

- Nic ci nie jest? Ani małej? - zapytał.
- Wszystko okej, Andy. Myślę, że już sobie odpuścił - mruknęłam.

Odsunął mnie na długość ramienia, garbiąc się trochę, by spojrzeć mi prosto w oczy. Skanował dokładnie moją twarz, marszcząc brwi. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, nie wiedząc, co jeszcze mogę powiedzieć. Czekałam na jego słowa, na jakikolwiek gest z jego strony.

Odwzajemnił mój uśmiech. 

- Na zawsze? Odszedł na dobre? 
- Tak, na dobre - potwierdziłam. 

Przyciągnął mnie szybko do siebie, mocno przyciskając swoje usta do moich. Na początku zaskoczył mnie ten gest, dopiero po chwili otrząsnęłam się z otępienia i odwzajemniłam pocałunek. Czułam się bezpieczna, po prostu bezpieczna.

Zatraciłam się w tym pocałunku, w jego ustach, w jego ramionach. Zatraciłam się w całym nim. Świat wokół nas zniknął, istnieliśmy tylko my. Trwaliśmy tak, przyciśnięci do siebie, a nasze języki walczyły ze sobą o dominację. Srebrny kolczyk w jego wardze chłodził moje usta, co dawało dziwne odczucie, gdy było mi tak bardzo ciepło. 

Kiedy się od siebie oderwaliśmy, nadal trwaliśmy w uścisku, przytuleni do siebie. Objęłam go rękami w pasie, tak, jak on mnie. Staliśmy w przedpokoju, ale to nie miało znaczenia, nie dla mnie. Znowu czułam się szczęśliwa, od tak dawna. 

Westchnęłam cicho, patrząc prosto w jasne niebieskie oczy Andy`ego. Uniósł lewą brew ku górze, a jeden kącik ust uformował łobuzerski uśmieszek. 

- Dlaczego tak się na mnie patrzysz? - zapytał.
- A ty? - mruknęłam, śmiejąc się pod nosem. 

Pocałował mnie w czoło, po chwili opierając o nie swoje. Nie mówiliśmy nic, cisza ogarnęła nas, ale czuliśmy się dobrze. Nie było w tym żadnego wstydu czy niezręczności, byliśmy tylko my. W to wierzyłam. 

Oczy Andy`ego błyszczały, ale nie potrafiłam zgadnąć czym. Radością? Szczęściem? Niepokojem? Dlaczego tak trudno zawsze było mi odgadnąć jego uczucia? Ciekawość zżerała mnie od środka. Zmarszczyłam brwi zaniepokojona.

- Coś się stało? - zadałam cicho pytanie.

Zaprzeczył ruchem głowy.

- Po prostu... 

Zaciął się, słowa nie potrafiły mu przejść przez gardło. Dopadła mnie myśl, że może... żałował tego pocałunku. To nie mogła być prawda, nie teraz, kiedy tak bardzo to na mnie podziałało. 

- Zdałem sobie sprawę z tego, że cię kocham, Shae - mruknął, zagryzając wargę. 

Moje oczy powiększyły się. Kocha? Andy mnie kocha? Łzy zaświeciły w moim spojrzeniu, a on zaczął kręcić głową na boki, ścierając słoną ciecz swoimi kciukami. Objął moją twarz dłońmi, chcąc coś powiedzieć, ale położyłam mu palec na ustach, sama się odzywając:

- Też cię kocham, Andy. 

I tu zaczął się nowy rozdział mojego życia.

Nowy i lepszy, przynajmniej taką miałam nadzieję. 




Od autorki: Czekam na hejty? Mam do was  P.R.O.Ś.B.Ę.  Kiedy skończy się Dark Ignorance (bo kiedyś musi, prawda?) zrobię nową historię, oczywiście. I ja właśnie w tej sprawie - nie potrafię zdecydować, którą dziewczynę dać jako główną bohaterkę. Wybrałam trzy (a w tym Hannah) i po prostu nie umiem zdecydować. Dlatego, kieruję tę prośbę właśnie do was. Tu są zdjęcia, wystarczy, że w komentarzu (albo w ankiecie na lewo) wpiszecie numerek od jeden do trzy albo imię dziewczyny, za którą "jesteście". To bardzo mi pomoże, uwierzcie. Mogę na was liczyć? A w ogóle, będzie ktoś czytał bloga po DI? Z tego, co zauważyłam, wynika, że wybraliście Zayna. Mam go tworzyć czy nie? No, co do rozdziału - owszem, krótszego się nie dało. Nie wiedziałam co tu napisać, tyle. Wiele osób rozczarowałam? Pewnie liczyliście na coś innego. Ale zawsze nastawiałam was na to, że Zayn jest tu, krótko mówiąc, chujem. To nie jest jeszcze epilog. Tyle na dzisiaj. 

Nie myślcie, że wstawię cokolwiek po parunastu komentarzach. 

niedziela, 23 marca 2014

Dzień 43




Minęło dokładnie sześć miesięcy. Hanaa rosła z każdym dniem i zaczynała raczkować. Cieszył mnie każdy jej samodzielny ruch i już rozumiałam inne matki, które tak bardzo zachwycały się najmniejszym uśmiechem swojego dziecka. Jej czarne włoski rosły w swoim tempie, a rysy twarzy powoli kształtowały się na przyszłość. 

Dobrze nam się tu układało. Davon znalazł pracę, a ja pracowałam na pół etatu w salonie tatuaży. Podobało mi się to zajęcie, a szczególnie godziny. Kiedy ja tam szłam, mój brat wracał do domu, dzięki czemu nie musieliśmy płacić opiekunce, by zajęła się Hanaą. 

Czułam się tu bezpiecznie. Zayn nas nie znalazł i modliłam się, by nigdy tego nie zrobił. Bałam się konsekwencji, które mi zagwarantuje. Miałam dość bólu w swoim życiu, musiałam się wyzbyć go całego. Dlatego musiałam też wykreślić Zayna. Czy żałowałam? Może odrobinę. Ale każdego uczucia można się pozbyć, tak słyszałam. 

Nie miałam z nikim za bardzo kontaktu. Mówiąc dokładnie, chodzi mi o Andy`ego. Informował mnie co jakiś czas o "postępach" Malika, ale szybko kończył, tłumacząc się dzikim spojrzeniem Mulata, który wparowywał do pomieszczenia, gdzie siedział Biersack. Po pewnym czasie odpuściłam sobie jakiekolwiek protesty, co do jego rozłączenia się, za każdym razem słysząc mocny głos Zayna. 

Mimo krótkiego upływu czasu, zdążyłam ułożyć sobie w Ameryce życie. Pokochałam to miejsce, chociaż tęskniłam za angielską pogodą, zawsze wręcz ją uwielbiałam. Słońce nie było dla mnie, mimo to, potrafiłam je znieść za wolność, którą zapewniło mi Los Angeles.

Nienawidziłam tej niepewności. Ciągle żyłam w strachu, że Zayn mnie znajdzie, ukarze, zabierze. Na ulicach Los Angeles dokładnie skanowałam spojrzeniem każdego Mulata, każdego mężczyznę, każdego bruneta. Denerwowało mnie to.

Nachylałam się nad łóżeczkiem swojej małej córeczki, głaszcząc jej policzek. Nagle dostrzegałam pomiędzy nami więcej podobieństw, co mnie cieszyło. Nie chciałam widzieć w niej Zayna. Zamarłam, słysząc dzwonek do drzwi. Davona nie było w domu, więc musiałam sama stawić czoło intruzowi. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale ruszyłam, by zobaczyć kto to. Spojrzałam przez wizjer, zachowując się tak cicho, jak tylko potrafiłam. Odskoczyłam od drzwi, wpadając na buty, które wydały cichy dźwięk. Przeklęłam w myślach, kiedy intruz zaczął walić pięścią w drzwi.

- Otwieraj, kurwa!

Nie, nie, nie. Proszę, to musi być sen, to nie dzieje się naprawdę. Obudźcie mnie. Pobiegłam do pokoju małej, a łzy potoczyły się po moich policzkach. Trzask wyłamywanych drzwi rozniósł się po domu, kiedy byłam na schodach.

- Nie, zostaw mnie! - Krzyknęłam, chociaż bardziej przypominało to dziwny pisk.

Złapał mnie, złapał na szczycie schodów. Objął mnie w talli i podniósł, a ja zawisłam w powietrzu, wierzgając całym swoim ciałem. Gdzie są ci wszyscy wścibscy sąsiedzi, kiedy po raz pierwszy ich potrzebuję?

- Uspokój się, do jasnej cholery!

Opadłam na kolana, kiedy mnie puścił. Oparłam dłonie na udach, spuszczając twarz. Łzy leciały po moich policzkach, prosto na podłogę w salonie i legginsy, które dzisiaj założyłam. Mocne szarpnięcie kazało mi spojrzeć we wściekłe oczy, które tak dobrze znałam.

Oczy Malika.

- Idź się spakować, wracamy do domu - warknął. - Tam się z tobą rozprawię.

Wstałam, wyszarpując się z jego uścisku. Zacisnęłam pięści, patrząc na niego z równie wielką wściekłością, co on. Łzy przestały lecieć, a adrenalina podskoczyła w moich żyłach, kontrolując wszystkie moje słowa i ruchy.

- Nigdzie. Z. Tobą. Nie. Wracam - wysyczałam, odgarniając włosy.

Zaśmiał się, jednak nie dosięgło to jego oczu.

- Myślisz, że masz jakiś wybór?
- Owszem. Jestem pełnoletnia, Zayn, mogę decydować o sobie - warknęłam.

To była zła obrona mojego zdania, ale musiałam mu uświadomić, że nie ma nade mną kontroli. Decyduję o sobie sama, a on nie może mną rządzić. Już nie. Nadszedł czas na wojnę, naszą wojnę.

- Należysz do mnie, Shae - wycharczał, ściskając pięści.
- Niby od kiedy, co? Kupiłeś mnie? Nie pamiętam, żebym sama siebie sprzedała! - Krzyknęłam.

Zrobił krok na przód, ale ja stałam uparcie w miejscu, nie dając mu żadnej kontroli. Nie tym razem, zmieniłam się. Już nie dam mu pola do popisu, już nie przegram tego. Nie mogę tego przegrać. Nie mogę przegrać własnego życia.

- Naznaczyłem cię - wycedził, a ja prychnęłam.
- Już tego nie ma, wszystko zniknęło.

Prawie wszystko. Ślady wypalone papierosem nadal się goiły pod natłokiem milionów maści, które przepisał mi lekarz. Ale to znikało, powoli, w swoim tempie. A to było najważniejsze. Każdy jego znak zapadał w ciemność, nie pozostawiając po sobie już żadnego wspomnienia.

Moje słowa sprawiły, że po raz pierwszy nie wiedział, co powiedzieć. Odczuwałam satysfakcję, rzadko kiedy mi się to udawało. Starcie wygrywałam ja. Miałam nadzieję, że to się nie zmieni.

- Idź. Się. Spakować.
- Chuj ci w dupę, Malik! - Wrzasnęłam, kręcąc głową.

Nigdzie z nim nie wrócę, nigdy.

- Pokochałem cię, a ty mi tak za to dziękujesz?!
- Zniszczyłeś mi życie! Musiałam uciec z Londynu przez ciebie! Złe wspomnienia wróciły przez ciebie! Cholera, porwałeś mojego ojca i Davona! Współpracujesz z moją matką, która porwała mnie! Niszczysz mnie, rozumiesz? Moją cholerną psychikę! Niszczysz moje ciało! Niszczysz moje szczęście, szansę na nowe życie! - Wykrzyczałam. - Nie musiałeś mnie kochać, bo tym tylko mnie zniszczyłeś, do cholery jasnej!

Jego policzki poczerwieniały, kiedy to wszystko wyrzuciłam z siebie. Zdenerwowałam go tym jeszcze bardziej, ale nie obchodziło mnie to. Już nic mnie nie obchodziło. Tylko mała Hanaa, którą, z pewnością, już obudziliśmy albo zrobimy to za chwilę.

- Czego ty ode mnie chcesz, Shae?! - Krzyknął, a ja zmrużyłam oczy.

Nadal nie zrozumiał?

- Żebyś mnie zostawił w cholernym świętym spokoju!

Nigdy tyle nie krzyczałam, nigdy tyle razy on nie wiedział, co powiedzieć. Nie miałam pojęcia, co właśnie działo się w jego głowie, ale chyba przetwarzał wszystkie słowa, które wykrzyczałam. Każda cząstka mnie drżała przez adrenalinę, która krążyła w moim ciele. Nienawidziłam tego uczucia.

- Powiedz, mi, że tego nie chcesz. Że mnie nie chcesz - zażądał.

Nadal nie wiedział, że powiedziałam to już parę razy?

- Nie chcę cię, Zayn. Nie chcę cię już nigdy więcej widzieć. Chcę, żebyś zostawił mnie i wszystkich, których kocham, łącznie z Hanaą.

Żądałam wiele, ale nie więcej niż on przez tak długi czas w Londynie. Zachłysnął się powietrzem, a ja skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Muszę dbać o swoją córkę. Jeśli będzie chciała go poznać, pozna, ale tylko, kiedy wyrazi taką chęć. Inaczej, nie spotkają się. Może i byłam bezwzględna, ale on taki był przez cały czas w tym cholernym Londynie, który tak bardzo kochałam.

- Nie możesz zakazać mi się widywać z Hanaą, to moja córka - wychrypiał.
- Jeśli będzie chciała cię poznać, zrobi to. Na więcej się nie zgodzę.

Przez chwilę widziałam w jego oczach smutek, ale szybko zniknął, ustępując miejsca złości i piorunom, którymi we mnie ciskał. Wzięłam głęboki wdech, próbując unormować oddech. Po chwili dotarła do mnie jedna myśl, skoro mnie znalazł, wiedział też, że Andy mi pomógł... cholera.

- Co zrobiłeś Andy`emu, Zayn? - Warknęłam.

Przetarł twarz dłońmi. Modliłam się, by żył, by nadal był cały. Przywiązałam się do niego, w końcu tak bardzo mi pomagał...

- Uciekł, nie wiem, gdzie, ale go znajdę.
- Nie, nie znajdziesz - wycedziłam. - A teraz wyjdź.

Wyszedł, patrząc na mnie ostatni raz. Zatrzasnął za sobą drzwi, a ja zanotowałam w myślach, by wymienić zniszczone zamki. Ale to wszystko za chwilę. Westchnęłam cicho i zjechałam plecami po ścianie, podciągając kolana pod brodę.

Byłam wolna.

W końcu byłam wolna.

Więc dlaczego czułam tak dziwną pustkę?




Od autorki: Moje serce krwawi, dzięki waszym hejtom. Głosujcie w ankiecie. 

Róbcie, co chcecie.

środa, 12 marca 2014

Dzień 42




Nie przypuszczałam, że będę miała okazję być w Ameryce. Los Angeles, mimo listopada, zapewniało wysoką temperaturę na zewnątrz, a słońce grzało każdego. Ludzie chodzili w krótkich rękawkach i szortach, co było dziwną odmianą. Londyn zawsze miał zimniejsze wiatry, nie wiedziałam, czy uda mi się przyzwyczaić. Westchnęłam cicho, patrząc na Davona. Uparł się, by przylecieć tu ze mną. Jakby nie patrzeć, było to dobrym pomysłem, nie musiałam się martwić, że Zayn coś mu zrobi.

Zayn... Czy za nim tęskniłam? Nie miałam pojęcia. Brakowało mi go, w pewnym sensie. Brakowało mi tego spokojnego i miłego Zayna. Niestety, rzadko taki był. Dlatego wmawiałam sobie, że za nim nie tęsknię. Przecież mnie krzywdził, a ja jak głupia zakochałam się w nim. Teraz uciekałam przed Mulatem i jego zaborczością. Nie tak miało wyglądać moje życie. 

Musiałam zacząć swoje życie od nowa, z czystym początkiem. Miałam nadzieję, że tu się jakoś wszystko ułoży, że będzie lepiej. Westchnęłam, przekładając nosidełko do prawej dłoni. Davon poprowadził mnie do jakiejś taksówki, z której wyskoczył mężczyzna w średnim wieku. Jego entuzjazm rozbawiał, kiedy podbiegł do zaskoczonego bruneta i wręcz wyszarpał mu walizki z rąk, władowując je do bagażnika. Zziajany przystanął przy tylnych drzwiach, otwierając je. Najpierw wsiadłam ja z małą Hanaą, a potem mój brat, którego brwi nadal tkwiły nienaturalnie wysoko.

- Gdzie zawieźć? - Zapytał kierowca, zajmując swoje miejsce.

W pierwszej chwili byłam zaskoczona tym, że usiadł z lewej strony, ale po dwóch sekundach przypomniało mi się, że to tutaj normalne. Otrząsnęłam się i sięgnęłam po klucze, które dał mi Andy, patrząc na doczepioną karteczkę z adresem. Zmarszczyłam brwi, mieli tu naprawdę dziwne nazwy ulic.

- 2253 N Valley Dr.

Mężczyzna kiwnął ochoczo głową i nastawił licznik. Spojrzałam na Davona i uśmiechnęłam się do niego, kiedy zauważyłam, że mnie obserwował. Jedną rękę trzymałam na nosidełku, a drugą podparłam głowę. Obserwowałam świat za szybą, nie do końca wierząc w to, że teraz będę żyła tu, w Ameryce, w Los Angeles. Zawsze marzyłam o wizycie tutaj.




Droga była dość długa i nudna, ale w końcu mogłam stanąć na własnych nogach przed domem, w którym będę teraz mieszkała. Nie był jakiś ogromny, po prostu... zwyczajny. Chociaż może trochę ciemniejszy niż reszta. Ściany koloru szarego odznaczały się na tle jaśniejszych, a czarny dach kontrastował z błękitnym niebem. Otworzyłam powoli drzwi kluczami i weszłam do środka, a tuż za mną Davon. Walizki zajęły swoje miejsce przy szafie na kurtki i buty. 

Czułam się tu niezręcznie. 

Westchnęłam cicho, zdejmując buty. Postawiłam nosidełko na ziemi i wyciągnęłam z niego małą, umieszczając ją w swoich ramionach. Ruszyłam powoli do salonu, jak się okazało. Podeszłam do okna, rozsuwając zasłony, cały czas uważając na dziewczynkę, którą trzymałam. Mocne słońce wpadło do pomieszczenia, rozświetlając czarne ściany. Mogłam powiedzieć, że dom był urządzony bardzo nowocześnie, chociaż nie widziałam jeszcze wiele. 

Zostawiłam Davona samego w salonie, wchodząc do przestronnej kuchni. Ona była trochę jaśniejsza, chociaż meble nadal miały czarny kolor. Andy i Zayn mieli bardzo podobny styl... 

Wyszłam z kuchni i skierowałam swoje kroki w stronę schodów. Zaczęłam po nich wchodzić, oglądając zdjęcia. Był na nich głównie Andy z... kolegami? Jakimiś kuzynami? Nie miałam pojęcia. 

Zauważyłam, że znacząco różnił się na zdjęciach. Był bardziej... emo. Jego włosy były dłuższe, jakoś do ramion, i gęstsze. Makijaż na twarzy widać było o wiele mocniej niż teraz. Czarną skórę miał na sobie każdy z nich. Kurtka, rękawiczki, czasem i spodnie... 

Na innych fotografiach stał wraz z... rodzicami? Przyjrzałam się bliżej, dostrzegając pewne podobieństwa. Tak, to jego rodzice. Cała trójka uśmiechała się do aparatu, a mnie zastanawiało czy naprawdę byli tak szczęśliwi. A może widać to było tylko na zdjęciach?

Ruszyłam dalej, obserwując zdjęcia. Na kolejnych znalazłam chłopców, na oko mieli osiem lat. Dwóch blondynów. Chwila, blondynów? Uniosłam brew do góry, byłam wręcz pewna, że jednym z nich był Andy. 

Przewróciłam oczami z uśmiechem i ruszyłam do góry, pokonując ostatnie pięć stopni. Zaczęłam zaglądać do każdego z pokoi, szukając miejsc, które każde z nas może zająć. W końcu weszłam do jakiejś ciemnej sypialni, słysząc dzwonek telefonu. Spojrzałam na narzutę. Znak... Batmana? Pachniało tu Andy`m.

Położyłam ostrożnie małą na łóżku i usiadłam obok niej, wyciągając z tylnej kieszeni telefon. Nieznany numer wyświetlił się, a po chwili wahania postanowiłam odebrać. 

- Shae?

Rozpoznałam ten głos nawet przez telefon. Niski, z pewnością należący do Andy`ego. Zmarszczyłam brwi, dlaczego dzwonił?

- Andy? Skąd masz mój numer? - Zapytałam, patrząc na małą dziewczynkę obok mnie. 
- Powiedzmy, że... mam swoje kontakty. Ale nieważne, dotarłaś?

Przytaknęłam. Cisza rozbrzmiała pomiędzy nami, a moje serce zabiło szybciej z jakiegoś dziwnego strachu przed przyłapaniem, kiedy do moich uszu dotarł przytłumiony głos Zayna. Nie miałam pojęcia, o czym rozmawiali. Czekałam jakieś pięć minut, by Andy znów został sam. 

- Andy, co z moim ojcem? - Wychrypiałam. 

Mimo wszystko, martwiłam się o niego, to normalne, prawda? 

- Nie jestem pewien, nic nie mogę wyciągnąć od Zayna. 

Westchnęłam cicho, spodziewałam się takiej odpowiedzi. Chociaż nie rozumiałam, czemu nawet na niego się zamknął, przecież byli przyjaciółmi. No, przynajmniej tak mi mówili. Spojrzałam na małą, gładząc palcem jej policzek. Wymruczała coś, na co uśmiechnęłam się do niej smutno. Narodziła się z bólu i krzywdy, nie chciałam, by w tym też żyła. Musiałam zapewnić jej lepsze życie, chociażby i bez Zayna. Nigdy więcej nie pozwolę mu na to, by traktował mnie jak zwykłą zabawkę, którą może robić, co chce. 

- Muszę kończyć, Zayn zaraz wybuchnie. Nie zapuszczaj się na zbyt długo do centrum i uważaj na siebie, okej?

Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, rozłączył się. Po raz kolejny westchnęłam pod nosem, kładąc się na łóżku, umieszczając obok mnie małą dziewczynkę. Chwyciła mój palec, ściskając go. Uśmiechnęłam się, całując jej dziecięcy policzek. Chyba dam radę ją wychować, prawda?




- Masz ją znaleźć, słyszysz?! 

Andy przewrócił oczami, ignorując cichy głosik, który mówił, że Shae nie może wiecznie ukrywać się w jego domu i musi pomyśleć nad inną "kryjówką". Przeniósł swoje niebieskie tęczówki na poddenerwowanego Zayna, który już od pół godziny męczył jakiegoś faceta o znalezienie miejsca pobytu brunetki. Mimo, że tamten był dwa razy bardziej umięśniony, chyba bał się Mulata albo widział w nim przynajmniej godnego przeciwnika. 

- Wiesz, że to będzie kosztowało? - Gruby głos nieznanego Andy`emu mężczyzny dotarł do jego uszu. 
- W dupie to mam, po prostu ją znajdź, do cholery! - Krzyknął Zayn. 

Andy wiedział, że Malik jest zbyt dumny, by odpuścić Shae. Myślał, że uda mu się pomóc brunetce, nie mogła przecież skończyć, tak, jak inne. Widział na własne oczy, do czego zdolny jest jego przyjaciel i był pewny, że dziewczyna tego po prostu nie zniesie. 

Wstał z kanapy, w której praktycznie zniknął, tak bardzo zapadała się pod najlżejszym ciężarem, robiąc dwa kroki w stronę drzwi. Uznał, że to czas, by zakończyć to dziwne spotkanie. 

- Zayn, to chyba wszystko, prawda? - Warknął, czując napływające zmęczenie. 

Brunet spojrzał na niego, jakby kompletnie zapomniał o obecności swojego przyjaciela, po czym kiwnął głową. Ruszył w stronę Andy`ego, ale zatrzymał się i odwrócił twarzą do mężczyzny, z którym przed chwilą rozmawiał. Wycelował w niego palcem, mrużąc oczy. 

- Pamiętaj, jeśli zawiedziesz, zabiję cię. 

Andy przewrócił oczami, chcąc stąd wreszcie wyjść. 

- Malik, rusz dupę, wychodzimy. 

Teraz to w niego Mulat ciskał piorunami z oczu, ale Andy wzruszył tylko ramionami i wyszedł z pokoju, które stanowiło coś na kształt gabinetu tego... jak właściwie miał go nazwać? Detektywem? Cóż, na pewno nim nie był, przynajmniej oficjalnie. 

- Andy, ty coś wiesz, prawda? 

Farbowany brunet zatrzymał się gwałtownie, napinając mięśnie ramion. Zmrużył oczy, używając całego talentu aktorskiego, odwracając się na pięcie w stronę Zayna. Zmarszczył czoło, gromiąc go wzrokiem. 

- Pojebało cię? - Warknął. 

Ręka Mulata zacisnęła się na jego ramieniu, ale szybko się jej pozbył, górując wzrostem nad brunetem. Mierzyli się spojrzeniami, dopóki Zayn nie odpuścił, odwracając wzrok. 

- Dobra, nie pomyślałem, nie bierz tego do siebie - mruknął cicho Malik, a Andy`emu kamień spadł z serca. - Nigdy byś mi nic takiego nie zrobił, mam rację?

Biersack kiwnął powoli głową, unosząc brew. Przez sekundę zauważył skruchę, ale szybko zniknęła. Przez ucieczkę Shae, Zayn stał się dziwny, strasznie humorzasty. Andy wzruszył ramionami na własne myśli i ruszył dalej w stronę wyjścia. 

Wiedział, że Malik nie może się niczego dowiedzieć.




Od autorki: Mam nadzieję, że ktoś to czyta, bo w sumie jest ważne. Także, zaczynając od czegoś, co mnie najbardziej zdenerwowało. Serio, ludzie? Hejtować mnie, bo nie dodałam rozdziału przez... dziewięć dni? Jesteście niepoważni, naprawdę. Nie wiem jak wy, ale ja mam szkołę i w dodatku muszę nadrabiać ponad tygodniowy materiał, plus zaliczać milion sprawdzianów, a, uwierzcie mi, powinnam mieć dobre oceny, na co się nie zapowiada. Poza tym, co to ma być? Na innych blogach dodają posty dwa razy w miesiącu, a niektórzy z was gorączkują się o jakieś dziewięć dni, pomyślcie czasem. Też mam własne życie, które muszę uporządkować, a blog nie jest najważniejszy. Dobra, teraz rozdział... Nie jestem z niego zadowolona, to takie masło maślane. Myślę o zakończeniu historii Shae, bo kończą mi się pomysły, powoli nie wiem, co pisać. Poza tym, jak robię jakiś zwrot akcji, typu pocałunek z Andy`m, od razu trzy czwarte czytelników się buntuje, pisze coś w stylu "nie będę tego czytała, jeśli ona będzie z Andy`m", a najlepiej, jakby Zayn stał się potulnym barankiem i żył w zgodzie z Shae, i codziennie prawił jej czułe słówka. No powiedzcie mi, co ja mam do cholery zrobić w takiej sytuacji, co? Tak, zakończenie bloga spowoduje kolejną falę hejtów, ale... nie wiem. Co zrobię, będzie źle. Kiedyś nawet myślałam nad jakąś drugą częścią, ale teraz nie mam pewności, czy skończę chociaż pierwszą. Poza tym, kolejna rzecz, to limit. Uwierzcie mi, nie zniknie, a jeśli tak, będzie się to równało z końcem bloga, także... które wyjście jest lepsze? I owszem, w miarę czytelników będzie rósł, pogódźcie się z tym. Jeszcze jedno - wasze hejty na Andy`ego, a właściwie jego wygląd i samą postać w DI, są po prostu śmieszne. To zwykłe anonimy, które, w większości, nawet nie potrafią poprawnie napisać jego imienia. Miałam tu powiedzieć coś jeszcze, ale przez ten cały wykład zapomniałam. Jak zawsze, zapraszam na The Prophet, warto zajrzeć, ponieważ historia jest przemyślana, a rozdziały dłuższe. Poza tym, jak macie jakieś pytania do postaci albo nawet do mnie, to wszystko na Asku. Pojawiły się też kolejne fakty na Creature From Hell i za niedługo dodam nowe. Zachęcam też do odwiedzenia zakładki "Pytania". To chyba tyle, do następnego. A, adres mieszkania jest dobrany przypadkowo.
75 komentarzy = nowy rozdział

poniedziałek, 3 marca 2014

Dzień 41




- Shae, musisz uciekać. 

Środek nocy, godzina pierwsza. Dzwoniący telefon nie dawał mi spokoju, dlatego postanowiłam go odebrać. Chwyciłam go, a białe światło oślepiło mnie na parę sekund, bym potem mogła zobaczyć twarz mojego brata, Davona. Bez wahania odebrałam, a on przywitał mnie właśnie takimi słowami. Muszę uciekać?

- Hej, uspokój się i powiedz, co się stało - wychrypiałam ze zmęczeniem.

Hanaa dała mi w nocy spokój, a to wcale nie znaczyło, że zregenerowałam już swoje siły. Ziewnęłam, czekając na jego odpowiedź, przy okazji przysypiając. W tle słyszałam dźwięki ulicy i samochodów, co nieco mnie zdziwiło. Była pierwsza w nocy, a on jest gdzieś poza domem? Westchnęłam cicho, już nic nie rozumiejąc.

- Pamiętasz Martina? - Zapytał rozgorączkowanym tonem.

Martin, Martin... Ach, już pamiętam, to partner ojca w policji. Nigdy jakoś szczególnie go nie poznałam, zwykle nie miałam do tego wielu okazji. Rozmawiałam z nim jedynie parę razy, jeszcze przed tym wszystkim.

- Pamiętam - mruknęłam, przecierając dłońmi oczy.
- Przyniósł mi dzisiaj zdjęcia, Shae. Zdjęcia Malika i Megan, oni... współpracują ze sobą.
- Co ty pieprzysz?

Czy mu wierzyłam? Cóż... obiecaliśmy sobie, kiedyś, dawno temu, żadnych kłamstw. Złamał obietnicę? A może mówił prawdę? Zayn... zrobiłby to? Wierzyłam bratu, Malik nadal był chujem. Nadal potrafił mnie ranić, już nie tylko fizycznie.

- To oni porwali naszego ojca, Shae! Zayn i Megan, słyszysz?

Pokiwałam głową, chociaż nie mógł tego zobaczyć. Cisza zagościła w naszej rozmowie, a ja słyszałam jedynie jego przyspieszony oddech i uliczne dźwięki z pobliskich klubów i mijanych samochodów. Nagle mnie olśniło. Jechał tutaj? Po mnie?

- Shae, zbieraj się, pakuj potrzebne rzeczy, bierz małą i czekaj na mnie, za niedługo będę.

Rozłączył się. Nie, chwila, nie! A co z naszym ojcem? Przecież nie możemy go tak zostawić, mimo wszystko, prawda? To takie ciężkie... Podniosłam się szybko z łóżka, dostając zastrzyk energii. Wbiegłam do garderoby, rozglądając się. W kącie zauważyłam walizkę. Chwyciłam ją szybko i zaczęłam wrzucać do niej swoje ubrania. Narzuciłam na siebie jakieś ubrania, a telefon włożyłam do kieszeni spodni. Potem powędrowałam z walizką cicho do pokoju małej, gdzie zaczęłam pakować i jej rzeczy. Ubranka, pieluchy i te wszystkie różne kosmetyki dla dziecka.

- Shae, co ty robisz?

Zacisnęłam powieki na dwie sekundy, po czym uchyliłam je i powoli wstałam z grymasem na twarzy. Odwróciłam się na pięcie, patrząc na trochę zaspanego Andy`ego. Cholera. Coś zrobi? Dlaczego musiał akurat teraz się obudzić?

- Shae - warknął ostrzegawczo.
- Okej, okej, chcę się stąd wynieść, dobra?!

Starałam się mówić cicho, by nie obudzić małej, co niezbyt dobrze mi wychodziło, ale Hanaa nadal spała. Przeczesałam nerwowo włosy, patrząc cały czas na Andy`ego. Zmęczenie dopadało mnie po raz kolejny, jednak nie dałam mu sobą zawładnąć.

- Dlaczego? - Zapytał, podchodząc krok bliżej.
- Zayn... on współpracuje z Megan, rozumiesz? To oni porwali mojego ojca.

Przeklął pod nosem. Usłyszałam coś w stylu "zaczekaj tu", po czym wyszedł szybko z pokoju. Miałam nadzieję, że nie biegnie, by zadzwonić do Malika, ale na wszelki wypadek zaczęłam szybciej wrzucać rzeczy do walizki. Błyskawicznie ją zapięłam i wyciągnęłam rączkę, która była wygodniejsza dzięki małym kółkom. Podeszłam do kojca i wzięłam na ręce śpiącą dziewczynkę, całując ją w czoło. Najdelikatniej, jak tylko potrafiłam, założyłam na nią kurtkę i wełnianą czapkę. Odszukałam nosidełko i położyłam ją do niego, otulając jej małe ciało kocem.

- Shae.

Spojrzałam w stronę drzwi, gdzie stał Andy. Zmarszczyłam brwi, kiedy księżycowe światło odbiło się od czegoś metalowego w jego dłoni. Podszedł do mnie powoli i chwycił za rękę, do której to coś włożył. Puścił mnie, a ja na to spojrzałam. Klucze. Po co mi klucze?

- Mam dom w Los Angeles, to są do niego klucze i adres. Zatrzymaj się tam, to ostatnie miejsce, gdzie Zayn będzie was szukał.

Czy mogłam mu zaufać? Dlaczego mi pomagał? Narażał się Malikowi i to dla mnie? Tu jest jakiś haczyk, prawda? Wzięłam głęboki wdech, po czym przytaknęłam głową. Teraz pozostaje mieć tylko nadzieję, że nic nie powie Zaynowi...

Mój telefon rozbrzmiał, dając znać, że przyszła nowa wiadomość. Oderwałam wzrok od jasnych tęczówek Andy`ego i spojrzałam na jasny ekran telefonu. Odblokowałam wyświetlacz i otworzyłam wiadomość.

Pośpiesz się, jakimś cudem stoję przed domem, na razie nigdzie nie ma żadnych strażników. ~ Davon

Spojrzałam ostatni raz na bruneta, po czym chwyciłam nosidełko i walizkę.

- Pomogę ci - mruknął.

Zmarszczyłam brwi, ale posłusznie podałam mu bagaż, po czym ruszyłam na korytarz, a potem schody. Zeszłam po nich powoli, uważając, by nie obudzić dziewczynki, a także rozglądając się wokoło, czy na pewno nigdzie nie ma Mulata.

Świeże powietrze uderzyło we mnie, a rozpinany długi sweter zakołysał się na przyjemnym wietrze. Davon podbiegł szybko do mnie, mierząc wzrokiem Andy`ego, który podał mu walizkę. Brat spojrzał na mnie, a ja kiwnęłam głową, co miało znaczyć, że wszystko jest w porządku. Po chwili wahania ruszył z bagażem do samochodu, a ja odwróciłam się twarzą do bruneta.

- Um... dziękuję za pomoc - wychrypiałam.

Złapał moją twarz w dłonie, patrząc prosto w oczy.

- Uważaj na siebie, słyszysz? Jedź od razu na lotnisko, a potem na ten adres.

Pokiwałam głową. Oderwałam się od niego, kiedy ciche nawoływanie Davona dotarło do moich uszu. Szybko pobiegłam do samochodu, ostatni raz patrząc na bruneta, który cały czas stał w tym samym miejscu.

- Gdzie jedziemy? - Zapytał Davon, odpalając silnik.
- Na lotnisko - mruknęłam.

Nigdy nie myślałam, że to będzie takie łatwe.




Zayn krążył nerwowo po domu, ignorując budzące się do życia słońce. W sypialni nie znalazł Shae ani małej w jej pokoju. Walizka zniknęła, a z nią rzeczy, które do nich należały. Uderzył mocno pięścią w ścianę, przeczesując nerwowo włosy. Uciekła od niego. Shae uciekła od Zayna, razem z małą. Co takiego zrobił, że zniknęły? Przecież od dłuższego czasu jej nie uderzył, prawda?

Wszedł do kuchni, a w oczy rzuciła mu się biała kartka. Doskoczył do niej szybko z nadzieją, że to wiadomość od Shae. Rozczarował się, widząc podpis. 

Pojechałem po zakupy, Andy

Zgniótł papier, rzucając nim o ścianę. Wziął głęboki wdech, przymykając oczy. Nie dał jej powodu do ucieczki, prawda? Miała nawet więcej przestrzeni, nie chodził cały czas za nią, dał jej spokój. Powiedział swoim ludziom, że mogą wpuszczać Davona... 

- Cholera! - Krzyknął, szarpiąc swoje czarne włosy. 

Uciekła z nim, z Davonem. Mógł tu spokojnie wejść, bez żadnej szarpaniny z jego ludźmi, mógł... mógł niepostrzeżenie zabrać Shae i małą. I to zrobił. Zabrał je Zaynowi. Zabrał to, co jego. 

Andy nie kazał na siebie długo czekać, pojawił się w domu po dwudziestu minutach, zastając wściekłego Zayna, który na samym początku go nie zauważył. Mulat krążył po kuchni, paląc papierosa za papierosem. Pomieszczenie było skąpane w gęstym dymie, a popielniczkę wypełniały pety. 

Zayn w końcu zauważył Andy`ego, kiedy ten postawił torby z zakupami na stole. Dopadł do niego w sekundę, ściskając mocno ramiona, za co brunet zgromił go spojrzeniem. Malik wyciągnął papierosa spomiędzy warg, patrząc uważnie na przyjaciela. 

- Co jest? - Mruknął Andy, strząsając ręce Zayna ze swoich ramion. 
- Powiedz, że widziałeś Shae i wiesz, gdzie jest - wycharczał Mulat.

Andy zmarszczył brwi, patrząc niezrozumiale na przyjaciela. 

- Pewnie siedzi w pokoju... 
- Nie siedzi! Nie ma jej ani małej, słyszysz?! Nie ma, zniknęły! - Wykrzyczał Zayn. - Był tu dzisiaj Devon?

Andy zaczął wypakowywać zakupy, myśląc nad odpowiedzią. 

- Nie, chyba nie... Ja go nie widziałem - odpowiedział po chwili ciszy. 
- Cholera - przeklął Zayn. - Muszę je znaleźć, rozumiesz? Muszę! 
- Uspokój się, pewnie nie uciekły daleko - mruknął Andy. - Myślę, że ukrywają się gdzieś w Londynie. 

Zayn spojrzał na niego, unosząc brew. Tak, pewnie są w Londynie, gdzie indziej Shae miałaby się udać z Hanaą? Pewnie znajdzie je w mieszkaniu Davona albo ich ojca i wszystko będzie w porządku... Westchnął cicho, siadając na krześle. Zakrył twarz dłońmi, przymykając oczy. Znajdzie je. 




Od autorki: Nananana, ale się porobiło, cnie? Shae uciekła, a Malik będzie jej szukał, trololo. Dałam wam perspektywę Zayna, chociaż planowałam cały rozdział z punktu widzenia Shae. Wzięłam pod uwagę wasze "skargi" (daję to w cudzysłowie, bo się nie skarżyłyście, a jedynie zauważyłyście, że coś mało Malika jest) i dodałam jeszcze jego perspektywę. A teraz się przyznać - kto czyta notki ode mnie i słucha muzyki, którą dodaję do rozdziału? Chciałam wam powiedzieć, że limit nie zniknie, więc nie macie co o to prosić. Trzeba was jakoś mobilizować do komentowania. Wiem, że zawodzę czytelników Crushera, ale nie mam na to weny, mimo to, staram się coś napisać i może się niedługo nowy rozdział pojawi. Staram się. Na koniec chciałam was zaprosić na The Prophet, gdzie pojawił się nowy rozdział. Zapraszam jeszcze na Creature From Hell, znajdziecie tam nowe fakty i możecie zadawać mi pytania, na które odpowiem, jeśli już wcześniej się nie pojawiły. To tyle ode mnie, im szybciej dobijecie siedemdziesiąt komentarzy, tym szybciej dodam kolejny Dzień, xx. 

czwartek, 27 lutego 2014

Dzień 40




Nuciłam pod nosem jakąś piosenkę, odkładając małą do łóżeczka. Rozciągnęłam się, a kości strzeliły przyjemnie, powodując typowe dla mnie dreszcze na plecach. Wyszłam cicho z pokoju, zamykając powoli i starannie drzwi. 

Miałam tego wszystkiego dość. Tak bardzo dość...

Zayn znikał w większość nocy, a ja nie miałam praktycznie chwili wytchnienia. Hanaa co chwilę miała jakieś kolki, cały czas płakała... Nie wyrabiałam. Chodziłam zmęczona i ledwo żywa, ale co z tego? Malik i tak tego nie zauważał. 

Westchnęłam cicho, siadając na tarasie. Przymknęłam oczy, czując przyjemnie zimny wiatr na skórze. Wyrzuty sumienia dopadły mnie prawie natychmiast. Co z moim ojcem? Nie byłam ani trochę bliżej znalezienia go, żyje jeszcze? Nie wiedziałam, po co Megan porwała i jego, w końcu... sama odeszła. Po co miałaby się zemścić?

Rozplątałam czarne słuchawki, które podłączyłam do telefonu. Mocna muzyka rozbrzmiała, a ja spoglądałam na zachodzące słońce. Mocniej otuliłam się swetrem, który grzał mnie w takie dni jak ten. Westchnęłam cicho, przymykając oczy. Zaczął się listopad, a z tym zbliżały się moje urodziny. Gdzie wtedy będę? Dalej tu? Samotna? A może jakimś cudem w Ameryce? Razem z Davonem? 

Brakowało mi obecności brata. Starał się tu przychodzić, jednak członkowie gangu Zayna często skutecznie mu to uniemożliwiali. Ja tym bardziej nie mogłam stąd wyjść. Pomieszczenia, które wydawały się ładnie urządzone, teraz obrzydły mi przez ciągłe siedzenie tutaj. Nie było tu już tak idealnie. Nie tak, jak na początku.

Westchnęłam cicho. Czułam się jak jakaś niewolnica. Bez możliwości zrobienia głupich zakupów, bez spotykania się z innymi ludźmi, stworzona tylko do zajmowania się dzieckiem... Co ja mam zrobić? Mam dość. Nie małej, ale tej całej niewoli. Chcę wyjść stąd, zwiedzić trochę świata... To tak dużo? 

Przetarłam oczy i wyciągnęłam słuchawki z uszu, widząc czerwone światełko na elektrycznej niani. Płacz dziecka dotarł do mojego mózgu, a ja wstałam mozolnie i ruszyłam w stronę schodów, w ręku trzymając wydające dźwięk urządzenie. W połowie drogi skomlenie małej ustało, co trochę mnie zaniepokoiło. Sama się uspokoiła? 

Pokonałam schody prawie biegiem. Zatrzymałam się dopiero pod drzwiami pokoju dziecięcego, które zaczęły się otwierać. Moje serce szybciej zabiło ze strachu, jednak po chwili uspokoiło się, kiedy zobaczyłam znajomą twarz. 

Też mnie zauważył. Uśmiechnął się zawstydzony, unikając spojrzenia w moje zmęczone oczy. Myślał, że byłam na niego zła? Jaki miałabym do tego powód? Odwzajemniłam uśmiech, kiedy w końcu skierował swój wzrok na mój. 

- Płakała, a ja przechodziłem obok i... - zaczął, ale przerwałam mu. 
- Dziękuję. 

Przytuliłam go, przymykając oczy. Męskie perfumy zmieszane z zapachem papierosów dotarły do moich nozdrzy, przyjemnie je łaskocząc. Objął mnie po chwili wahania, zamykając za sobą do końca drzwi. Zmęczenie ogarnęło mnie całą, przez co otworzyłam oczy, by nie przysypiać. 

Oderwałam się od chłopaka z ciepłymi policzkami, spuszczając wzrok. Kiedy go na niego podniosłam, uśmiechał się na ten swój łobuzerski sposób. Doszłam do wniosku, że był cholernie wysoki. Ja sięgałam mu jakoś do ramion, chociaż właściwie nawet do tej wysokości byłam za mała. Westchnęłam pod nosem, nie wiedząc, co powiedzieć. 

- Idź spać. 

Zmarszczyłam brwi, słysząc zdecydowany głos Andy`ego. Spojrzałam prosto w jego jasne tęczówki, nie do końca rozumiejąc. A kto zajmie się Hanaą? Nie mogę iść spać, nie teraz. 

- No idź już, zajmę się nią, jakby co. Przecież zaraz uśniesz na stojąco - mruknął Andy. 

Westchnęłam i kiwnęłam głową. Może to dobry pomysł? Sen mi pomoże, tak myślę...




Davon siedział w salonie, drapiąc psa za uchem. Oglądał mecz, chociaż tak naprawdę nie wiedział, kto grał. Nie obchodziło go to. Myślał o swojej młodszej siostrze, zamkniętej w tej dużej posiadłości. Powinien bardziej się postarać. Powinien ją obronić. Powinien zostać wtedy, kiedy uciekł. Powinien o nią dbać. Powinien być przy niej.

Warknął pod nosem, wprawiając tym psa w stan czuwania. Był zdenerwowany. Nikt nie mógł mu zabraniać wizyt u siostry, a mimo to, właśnie tak było. Zabraniali mu. Nie mógł się do niej dostać przez cholernego Zayna Malika i jego obsesji na punkcie Shae. Powinna uciec. Musi uciec. Zostawić tego chuja, wziąć małą i uciec. Obojętne gdzie, byleby zniknęła. 

Czuł się winny. 

Shae powinna być z jakimś miłym chłopakiem, który dbałby o nią, który nie byłby drugim tyranem w ich życiu. Tak bardzo chciał jej pomóc, w jakikolwiek sposób. Ale nie potrafił. Nie sam. Ona też musiała coś zrobić. Musiała uciec. A Davon nie może zrobić tego za nią. 

Westchnął, jakby to wszystko było jego winą. Czuł jakieś pocieszenie w związku z Andy`m, który pilnował wybuchy Malika. Zdążył zobaczyć trochę z kłótni całej trójki, kiedy przybiegł do nich z płytą i cieszył się, że chłopak wstawił się za Shae. No, przynajmniej na to mu wyglądało. 

Tak właściwie nie wiedział, jaki jest ten Andy. Nie miał okazji z nim porozmawiać i widział tylko tę jedną sytuację. Jak traktował Shae? Był dla niej miły? 

Dlaczego o tym wszystkim myślał? 

Kolejny raz westchnął, poprawiając się na kanapie. Głowa psa drgnęła, kiedy wziął głęboki wdech. Spojrzał na telewizor, który obecnie pokazywał same głupie reklamy. Davon przymknął oczy, kładąc dłoń na twarzy. Był zmęczony po pracy, ale nie zdążył się położyć chociaż na chwilę. 

Dzwonek do drzwi skutecznie przerwał mu odpoczynek. 

Brunet wstał z cichym westchnieniem i ruszył, by otworzyć wejście. W progu stał policjant, którego kojarzył. To partner jego ojca. Był bardziej w wieku Davona, chociaż... nie, ocenił go na jakieś dwadzieścia pięć lat. 

- Dzień dobry, mogę wejść?

Kiwnął głową i wpuścił policjanta do środka. Ten ściągnął czapkę z głowy, która należała do obowiązkowego ubioru, przeczesując krótko ścięte włosy. 

- Co się stało? - Zapytał Davon, mrużąc oczy. 

Policjant założył z powrotem czapkę, wyciągając z kieszeni kurtki jakąś kopertę. Podał ją brunetowi, który natychmiast otworzył papier. Z środka wypadło parę zdjęć, które szybko chwycił i zaczął przeglądać. Zmarszczki na czole pojawiały się, kiedy je oglądał, nic nie rozumiejąc. W końcu spojrzał na mężczyznę przed sobą z pytającym wzrokiem. 

- Podejrzewamy, że niejaki Zayn Malik i Megan Tomaz współpracują ze sobą przy porwaniu Richarda. 




Od autorki: Trolałka, cnie. Kto się spodziewał takiego zakończenia rozdziału, no ktooo? Nasza Shae powoli wpada w depresję, chyba. Jeszcze nie wiem xD Jak tam Tłusty Czwartek? Ja sobie choruję i nie byłam w szkole, chociaż matka i tak chciała mnie tam posłać (co z tego, że miałam gorączkę, prawie wykaszlałam płuca i nie potrafiłam mówić?). Padam ze zmęczenia, głowa mi pęka, ale napisałam wam w końcu ten rozdział, bo dobiliście siedemdziesiąt komentarzy, to... Dobra, nie będę się rozpisywała i po prostu... Chociaż nie, chwila. Widzicie numer Dnia? Wow, to już czterdziesty rozdział. W życiu nie poprowadziłam swojego bloga tak daleko. Jestem z siebie dumna, ale nie można ukrywać, że to też wasza zasługa. Przecież, gdyby nie czytelnicy, to DI nie istniałoby. Zapraszam na nowego bloga The Prophet! Na Creature From Hell pojawiły się kolejne notki. Ask
70 komentarzy = nowy rozdział