niedziela, 23 marca 2014

Dzień 43




Minęło dokładnie sześć miesięcy. Hanaa rosła z każdym dniem i zaczynała raczkować. Cieszył mnie każdy jej samodzielny ruch i już rozumiałam inne matki, które tak bardzo zachwycały się najmniejszym uśmiechem swojego dziecka. Jej czarne włoski rosły w swoim tempie, a rysy twarzy powoli kształtowały się na przyszłość. 

Dobrze nam się tu układało. Davon znalazł pracę, a ja pracowałam na pół etatu w salonie tatuaży. Podobało mi się to zajęcie, a szczególnie godziny. Kiedy ja tam szłam, mój brat wracał do domu, dzięki czemu nie musieliśmy płacić opiekunce, by zajęła się Hanaą. 

Czułam się tu bezpiecznie. Zayn nas nie znalazł i modliłam się, by nigdy tego nie zrobił. Bałam się konsekwencji, które mi zagwarantuje. Miałam dość bólu w swoim życiu, musiałam się wyzbyć go całego. Dlatego musiałam też wykreślić Zayna. Czy żałowałam? Może odrobinę. Ale każdego uczucia można się pozbyć, tak słyszałam. 

Nie miałam z nikim za bardzo kontaktu. Mówiąc dokładnie, chodzi mi o Andy`ego. Informował mnie co jakiś czas o "postępach" Malika, ale szybko kończył, tłumacząc się dzikim spojrzeniem Mulata, który wparowywał do pomieszczenia, gdzie siedział Biersack. Po pewnym czasie odpuściłam sobie jakiekolwiek protesty, co do jego rozłączenia się, za każdym razem słysząc mocny głos Zayna. 

Mimo krótkiego upływu czasu, zdążyłam ułożyć sobie w Ameryce życie. Pokochałam to miejsce, chociaż tęskniłam za angielską pogodą, zawsze wręcz ją uwielbiałam. Słońce nie było dla mnie, mimo to, potrafiłam je znieść za wolność, którą zapewniło mi Los Angeles.

Nienawidziłam tej niepewności. Ciągle żyłam w strachu, że Zayn mnie znajdzie, ukarze, zabierze. Na ulicach Los Angeles dokładnie skanowałam spojrzeniem każdego Mulata, każdego mężczyznę, każdego bruneta. Denerwowało mnie to.

Nachylałam się nad łóżeczkiem swojej małej córeczki, głaszcząc jej policzek. Nagle dostrzegałam pomiędzy nami więcej podobieństw, co mnie cieszyło. Nie chciałam widzieć w niej Zayna. Zamarłam, słysząc dzwonek do drzwi. Davona nie było w domu, więc musiałam sama stawić czoło intruzowi. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale ruszyłam, by zobaczyć kto to. Spojrzałam przez wizjer, zachowując się tak cicho, jak tylko potrafiłam. Odskoczyłam od drzwi, wpadając na buty, które wydały cichy dźwięk. Przeklęłam w myślach, kiedy intruz zaczął walić pięścią w drzwi.

- Otwieraj, kurwa!

Nie, nie, nie. Proszę, to musi być sen, to nie dzieje się naprawdę. Obudźcie mnie. Pobiegłam do pokoju małej, a łzy potoczyły się po moich policzkach. Trzask wyłamywanych drzwi rozniósł się po domu, kiedy byłam na schodach.

- Nie, zostaw mnie! - Krzyknęłam, chociaż bardziej przypominało to dziwny pisk.

Złapał mnie, złapał na szczycie schodów. Objął mnie w talli i podniósł, a ja zawisłam w powietrzu, wierzgając całym swoim ciałem. Gdzie są ci wszyscy wścibscy sąsiedzi, kiedy po raz pierwszy ich potrzebuję?

- Uspokój się, do jasnej cholery!

Opadłam na kolana, kiedy mnie puścił. Oparłam dłonie na udach, spuszczając twarz. Łzy leciały po moich policzkach, prosto na podłogę w salonie i legginsy, które dzisiaj założyłam. Mocne szarpnięcie kazało mi spojrzeć we wściekłe oczy, które tak dobrze znałam.

Oczy Malika.

- Idź się spakować, wracamy do domu - warknął. - Tam się z tobą rozprawię.

Wstałam, wyszarpując się z jego uścisku. Zacisnęłam pięści, patrząc na niego z równie wielką wściekłością, co on. Łzy przestały lecieć, a adrenalina podskoczyła w moich żyłach, kontrolując wszystkie moje słowa i ruchy.

- Nigdzie. Z. Tobą. Nie. Wracam - wysyczałam, odgarniając włosy.

Zaśmiał się, jednak nie dosięgło to jego oczu.

- Myślisz, że masz jakiś wybór?
- Owszem. Jestem pełnoletnia, Zayn, mogę decydować o sobie - warknęłam.

To była zła obrona mojego zdania, ale musiałam mu uświadomić, że nie ma nade mną kontroli. Decyduję o sobie sama, a on nie może mną rządzić. Już nie. Nadszedł czas na wojnę, naszą wojnę.

- Należysz do mnie, Shae - wycharczał, ściskając pięści.
- Niby od kiedy, co? Kupiłeś mnie? Nie pamiętam, żebym sama siebie sprzedała! - Krzyknęłam.

Zrobił krok na przód, ale ja stałam uparcie w miejscu, nie dając mu żadnej kontroli. Nie tym razem, zmieniłam się. Już nie dam mu pola do popisu, już nie przegram tego. Nie mogę tego przegrać. Nie mogę przegrać własnego życia.

- Naznaczyłem cię - wycedził, a ja prychnęłam.
- Już tego nie ma, wszystko zniknęło.

Prawie wszystko. Ślady wypalone papierosem nadal się goiły pod natłokiem milionów maści, które przepisał mi lekarz. Ale to znikało, powoli, w swoim tempie. A to było najważniejsze. Każdy jego znak zapadał w ciemność, nie pozostawiając po sobie już żadnego wspomnienia.

Moje słowa sprawiły, że po raz pierwszy nie wiedział, co powiedzieć. Odczuwałam satysfakcję, rzadko kiedy mi się to udawało. Starcie wygrywałam ja. Miałam nadzieję, że to się nie zmieni.

- Idź. Się. Spakować.
- Chuj ci w dupę, Malik! - Wrzasnęłam, kręcąc głową.

Nigdzie z nim nie wrócę, nigdy.

- Pokochałem cię, a ty mi tak za to dziękujesz?!
- Zniszczyłeś mi życie! Musiałam uciec z Londynu przez ciebie! Złe wspomnienia wróciły przez ciebie! Cholera, porwałeś mojego ojca i Davona! Współpracujesz z moją matką, która porwała mnie! Niszczysz mnie, rozumiesz? Moją cholerną psychikę! Niszczysz moje ciało! Niszczysz moje szczęście, szansę na nowe życie! - Wykrzyczałam. - Nie musiałeś mnie kochać, bo tym tylko mnie zniszczyłeś, do cholery jasnej!

Jego policzki poczerwieniały, kiedy to wszystko wyrzuciłam z siebie. Zdenerwowałam go tym jeszcze bardziej, ale nie obchodziło mnie to. Już nic mnie nie obchodziło. Tylko mała Hanaa, którą, z pewnością, już obudziliśmy albo zrobimy to za chwilę.

- Czego ty ode mnie chcesz, Shae?! - Krzyknął, a ja zmrużyłam oczy.

Nadal nie zrozumiał?

- Żebyś mnie zostawił w cholernym świętym spokoju!

Nigdy tyle nie krzyczałam, nigdy tyle razy on nie wiedział, co powiedzieć. Nie miałam pojęcia, co właśnie działo się w jego głowie, ale chyba przetwarzał wszystkie słowa, które wykrzyczałam. Każda cząstka mnie drżała przez adrenalinę, która krążyła w moim ciele. Nienawidziłam tego uczucia.

- Powiedz, mi, że tego nie chcesz. Że mnie nie chcesz - zażądał.

Nadal nie wiedział, że powiedziałam to już parę razy?

- Nie chcę cię, Zayn. Nie chcę cię już nigdy więcej widzieć. Chcę, żebyś zostawił mnie i wszystkich, których kocham, łącznie z Hanaą.

Żądałam wiele, ale nie więcej niż on przez tak długi czas w Londynie. Zachłysnął się powietrzem, a ja skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Muszę dbać o swoją córkę. Jeśli będzie chciała go poznać, pozna, ale tylko, kiedy wyrazi taką chęć. Inaczej, nie spotkają się. Może i byłam bezwzględna, ale on taki był przez cały czas w tym cholernym Londynie, który tak bardzo kochałam.

- Nie możesz zakazać mi się widywać z Hanaą, to moja córka - wychrypiał.
- Jeśli będzie chciała cię poznać, zrobi to. Na więcej się nie zgodzę.

Przez chwilę widziałam w jego oczach smutek, ale szybko zniknął, ustępując miejsca złości i piorunom, którymi we mnie ciskał. Wzięłam głęboki wdech, próbując unormować oddech. Po chwili dotarła do mnie jedna myśl, skoro mnie znalazł, wiedział też, że Andy mi pomógł... cholera.

- Co zrobiłeś Andy`emu, Zayn? - Warknęłam.

Przetarł twarz dłońmi. Modliłam się, by żył, by nadal był cały. Przywiązałam się do niego, w końcu tak bardzo mi pomagał...

- Uciekł, nie wiem, gdzie, ale go znajdę.
- Nie, nie znajdziesz - wycedziłam. - A teraz wyjdź.

Wyszedł, patrząc na mnie ostatni raz. Zatrzasnął za sobą drzwi, a ja zanotowałam w myślach, by wymienić zniszczone zamki. Ale to wszystko za chwilę. Westchnęłam cicho i zjechałam plecami po ścianie, podciągając kolana pod brodę.

Byłam wolna.

W końcu byłam wolna.

Więc dlaczego czułam tak dziwną pustkę?




Od autorki: Moje serce krwawi, dzięki waszym hejtom. Głosujcie w ankiecie. 

Róbcie, co chcecie.

środa, 12 marca 2014

Dzień 42




Nie przypuszczałam, że będę miała okazję być w Ameryce. Los Angeles, mimo listopada, zapewniało wysoką temperaturę na zewnątrz, a słońce grzało każdego. Ludzie chodzili w krótkich rękawkach i szortach, co było dziwną odmianą. Londyn zawsze miał zimniejsze wiatry, nie wiedziałam, czy uda mi się przyzwyczaić. Westchnęłam cicho, patrząc na Davona. Uparł się, by przylecieć tu ze mną. Jakby nie patrzeć, było to dobrym pomysłem, nie musiałam się martwić, że Zayn coś mu zrobi.

Zayn... Czy za nim tęskniłam? Nie miałam pojęcia. Brakowało mi go, w pewnym sensie. Brakowało mi tego spokojnego i miłego Zayna. Niestety, rzadko taki był. Dlatego wmawiałam sobie, że za nim nie tęsknię. Przecież mnie krzywdził, a ja jak głupia zakochałam się w nim. Teraz uciekałam przed Mulatem i jego zaborczością. Nie tak miało wyglądać moje życie. 

Musiałam zacząć swoje życie od nowa, z czystym początkiem. Miałam nadzieję, że tu się jakoś wszystko ułoży, że będzie lepiej. Westchnęłam, przekładając nosidełko do prawej dłoni. Davon poprowadził mnie do jakiejś taksówki, z której wyskoczył mężczyzna w średnim wieku. Jego entuzjazm rozbawiał, kiedy podbiegł do zaskoczonego bruneta i wręcz wyszarpał mu walizki z rąk, władowując je do bagażnika. Zziajany przystanął przy tylnych drzwiach, otwierając je. Najpierw wsiadłam ja z małą Hanaą, a potem mój brat, którego brwi nadal tkwiły nienaturalnie wysoko.

- Gdzie zawieźć? - Zapytał kierowca, zajmując swoje miejsce.

W pierwszej chwili byłam zaskoczona tym, że usiadł z lewej strony, ale po dwóch sekundach przypomniało mi się, że to tutaj normalne. Otrząsnęłam się i sięgnęłam po klucze, które dał mi Andy, patrząc na doczepioną karteczkę z adresem. Zmarszczyłam brwi, mieli tu naprawdę dziwne nazwy ulic.

- 2253 N Valley Dr.

Mężczyzna kiwnął ochoczo głową i nastawił licznik. Spojrzałam na Davona i uśmiechnęłam się do niego, kiedy zauważyłam, że mnie obserwował. Jedną rękę trzymałam na nosidełku, a drugą podparłam głowę. Obserwowałam świat za szybą, nie do końca wierząc w to, że teraz będę żyła tu, w Ameryce, w Los Angeles. Zawsze marzyłam o wizycie tutaj.




Droga była dość długa i nudna, ale w końcu mogłam stanąć na własnych nogach przed domem, w którym będę teraz mieszkała. Nie był jakiś ogromny, po prostu... zwyczajny. Chociaż może trochę ciemniejszy niż reszta. Ściany koloru szarego odznaczały się na tle jaśniejszych, a czarny dach kontrastował z błękitnym niebem. Otworzyłam powoli drzwi kluczami i weszłam do środka, a tuż za mną Davon. Walizki zajęły swoje miejsce przy szafie na kurtki i buty. 

Czułam się tu niezręcznie. 

Westchnęłam cicho, zdejmując buty. Postawiłam nosidełko na ziemi i wyciągnęłam z niego małą, umieszczając ją w swoich ramionach. Ruszyłam powoli do salonu, jak się okazało. Podeszłam do okna, rozsuwając zasłony, cały czas uważając na dziewczynkę, którą trzymałam. Mocne słońce wpadło do pomieszczenia, rozświetlając czarne ściany. Mogłam powiedzieć, że dom był urządzony bardzo nowocześnie, chociaż nie widziałam jeszcze wiele. 

Zostawiłam Davona samego w salonie, wchodząc do przestronnej kuchni. Ona była trochę jaśniejsza, chociaż meble nadal miały czarny kolor. Andy i Zayn mieli bardzo podobny styl... 

Wyszłam z kuchni i skierowałam swoje kroki w stronę schodów. Zaczęłam po nich wchodzić, oglądając zdjęcia. Był na nich głównie Andy z... kolegami? Jakimiś kuzynami? Nie miałam pojęcia. 

Zauważyłam, że znacząco różnił się na zdjęciach. Był bardziej... emo. Jego włosy były dłuższe, jakoś do ramion, i gęstsze. Makijaż na twarzy widać było o wiele mocniej niż teraz. Czarną skórę miał na sobie każdy z nich. Kurtka, rękawiczki, czasem i spodnie... 

Na innych fotografiach stał wraz z... rodzicami? Przyjrzałam się bliżej, dostrzegając pewne podobieństwa. Tak, to jego rodzice. Cała trójka uśmiechała się do aparatu, a mnie zastanawiało czy naprawdę byli tak szczęśliwi. A może widać to było tylko na zdjęciach?

Ruszyłam dalej, obserwując zdjęcia. Na kolejnych znalazłam chłopców, na oko mieli osiem lat. Dwóch blondynów. Chwila, blondynów? Uniosłam brew do góry, byłam wręcz pewna, że jednym z nich był Andy. 

Przewróciłam oczami z uśmiechem i ruszyłam do góry, pokonując ostatnie pięć stopni. Zaczęłam zaglądać do każdego z pokoi, szukając miejsc, które każde z nas może zająć. W końcu weszłam do jakiejś ciemnej sypialni, słysząc dzwonek telefonu. Spojrzałam na narzutę. Znak... Batmana? Pachniało tu Andy`m.

Położyłam ostrożnie małą na łóżku i usiadłam obok niej, wyciągając z tylnej kieszeni telefon. Nieznany numer wyświetlił się, a po chwili wahania postanowiłam odebrać. 

- Shae?

Rozpoznałam ten głos nawet przez telefon. Niski, z pewnością należący do Andy`ego. Zmarszczyłam brwi, dlaczego dzwonił?

- Andy? Skąd masz mój numer? - Zapytałam, patrząc na małą dziewczynkę obok mnie. 
- Powiedzmy, że... mam swoje kontakty. Ale nieważne, dotarłaś?

Przytaknęłam. Cisza rozbrzmiała pomiędzy nami, a moje serce zabiło szybciej z jakiegoś dziwnego strachu przed przyłapaniem, kiedy do moich uszu dotarł przytłumiony głos Zayna. Nie miałam pojęcia, o czym rozmawiali. Czekałam jakieś pięć minut, by Andy znów został sam. 

- Andy, co z moim ojcem? - Wychrypiałam. 

Mimo wszystko, martwiłam się o niego, to normalne, prawda? 

- Nie jestem pewien, nic nie mogę wyciągnąć od Zayna. 

Westchnęłam cicho, spodziewałam się takiej odpowiedzi. Chociaż nie rozumiałam, czemu nawet na niego się zamknął, przecież byli przyjaciółmi. No, przynajmniej tak mi mówili. Spojrzałam na małą, gładząc palcem jej policzek. Wymruczała coś, na co uśmiechnęłam się do niej smutno. Narodziła się z bólu i krzywdy, nie chciałam, by w tym też żyła. Musiałam zapewnić jej lepsze życie, chociażby i bez Zayna. Nigdy więcej nie pozwolę mu na to, by traktował mnie jak zwykłą zabawkę, którą może robić, co chce. 

- Muszę kończyć, Zayn zaraz wybuchnie. Nie zapuszczaj się na zbyt długo do centrum i uważaj na siebie, okej?

Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, rozłączył się. Po raz kolejny westchnęłam pod nosem, kładąc się na łóżku, umieszczając obok mnie małą dziewczynkę. Chwyciła mój palec, ściskając go. Uśmiechnęłam się, całując jej dziecięcy policzek. Chyba dam radę ją wychować, prawda?




- Masz ją znaleźć, słyszysz?! 

Andy przewrócił oczami, ignorując cichy głosik, który mówił, że Shae nie może wiecznie ukrywać się w jego domu i musi pomyśleć nad inną "kryjówką". Przeniósł swoje niebieskie tęczówki na poddenerwowanego Zayna, który już od pół godziny męczył jakiegoś faceta o znalezienie miejsca pobytu brunetki. Mimo, że tamten był dwa razy bardziej umięśniony, chyba bał się Mulata albo widział w nim przynajmniej godnego przeciwnika. 

- Wiesz, że to będzie kosztowało? - Gruby głos nieznanego Andy`emu mężczyzny dotarł do jego uszu. 
- W dupie to mam, po prostu ją znajdź, do cholery! - Krzyknął Zayn. 

Andy wiedział, że Malik jest zbyt dumny, by odpuścić Shae. Myślał, że uda mu się pomóc brunetce, nie mogła przecież skończyć, tak, jak inne. Widział na własne oczy, do czego zdolny jest jego przyjaciel i był pewny, że dziewczyna tego po prostu nie zniesie. 

Wstał z kanapy, w której praktycznie zniknął, tak bardzo zapadała się pod najlżejszym ciężarem, robiąc dwa kroki w stronę drzwi. Uznał, że to czas, by zakończyć to dziwne spotkanie. 

- Zayn, to chyba wszystko, prawda? - Warknął, czując napływające zmęczenie. 

Brunet spojrzał na niego, jakby kompletnie zapomniał o obecności swojego przyjaciela, po czym kiwnął głową. Ruszył w stronę Andy`ego, ale zatrzymał się i odwrócił twarzą do mężczyzny, z którym przed chwilą rozmawiał. Wycelował w niego palcem, mrużąc oczy. 

- Pamiętaj, jeśli zawiedziesz, zabiję cię. 

Andy przewrócił oczami, chcąc stąd wreszcie wyjść. 

- Malik, rusz dupę, wychodzimy. 

Teraz to w niego Mulat ciskał piorunami z oczu, ale Andy wzruszył tylko ramionami i wyszedł z pokoju, które stanowiło coś na kształt gabinetu tego... jak właściwie miał go nazwać? Detektywem? Cóż, na pewno nim nie był, przynajmniej oficjalnie. 

- Andy, ty coś wiesz, prawda? 

Farbowany brunet zatrzymał się gwałtownie, napinając mięśnie ramion. Zmrużył oczy, używając całego talentu aktorskiego, odwracając się na pięcie w stronę Zayna. Zmarszczył czoło, gromiąc go wzrokiem. 

- Pojebało cię? - Warknął. 

Ręka Mulata zacisnęła się na jego ramieniu, ale szybko się jej pozbył, górując wzrostem nad brunetem. Mierzyli się spojrzeniami, dopóki Zayn nie odpuścił, odwracając wzrok. 

- Dobra, nie pomyślałem, nie bierz tego do siebie - mruknął cicho Malik, a Andy`emu kamień spadł z serca. - Nigdy byś mi nic takiego nie zrobił, mam rację?

Biersack kiwnął powoli głową, unosząc brew. Przez sekundę zauważył skruchę, ale szybko zniknęła. Przez ucieczkę Shae, Zayn stał się dziwny, strasznie humorzasty. Andy wzruszył ramionami na własne myśli i ruszył dalej w stronę wyjścia. 

Wiedział, że Malik nie może się niczego dowiedzieć.




Od autorki: Mam nadzieję, że ktoś to czyta, bo w sumie jest ważne. Także, zaczynając od czegoś, co mnie najbardziej zdenerwowało. Serio, ludzie? Hejtować mnie, bo nie dodałam rozdziału przez... dziewięć dni? Jesteście niepoważni, naprawdę. Nie wiem jak wy, ale ja mam szkołę i w dodatku muszę nadrabiać ponad tygodniowy materiał, plus zaliczać milion sprawdzianów, a, uwierzcie mi, powinnam mieć dobre oceny, na co się nie zapowiada. Poza tym, co to ma być? Na innych blogach dodają posty dwa razy w miesiącu, a niektórzy z was gorączkują się o jakieś dziewięć dni, pomyślcie czasem. Też mam własne życie, które muszę uporządkować, a blog nie jest najważniejszy. Dobra, teraz rozdział... Nie jestem z niego zadowolona, to takie masło maślane. Myślę o zakończeniu historii Shae, bo kończą mi się pomysły, powoli nie wiem, co pisać. Poza tym, jak robię jakiś zwrot akcji, typu pocałunek z Andy`m, od razu trzy czwarte czytelników się buntuje, pisze coś w stylu "nie będę tego czytała, jeśli ona będzie z Andy`m", a najlepiej, jakby Zayn stał się potulnym barankiem i żył w zgodzie z Shae, i codziennie prawił jej czułe słówka. No powiedzcie mi, co ja mam do cholery zrobić w takiej sytuacji, co? Tak, zakończenie bloga spowoduje kolejną falę hejtów, ale... nie wiem. Co zrobię, będzie źle. Kiedyś nawet myślałam nad jakąś drugą częścią, ale teraz nie mam pewności, czy skończę chociaż pierwszą. Poza tym, kolejna rzecz, to limit. Uwierzcie mi, nie zniknie, a jeśli tak, będzie się to równało z końcem bloga, także... które wyjście jest lepsze? I owszem, w miarę czytelników będzie rósł, pogódźcie się z tym. Jeszcze jedno - wasze hejty na Andy`ego, a właściwie jego wygląd i samą postać w DI, są po prostu śmieszne. To zwykłe anonimy, które, w większości, nawet nie potrafią poprawnie napisać jego imienia. Miałam tu powiedzieć coś jeszcze, ale przez ten cały wykład zapomniałam. Jak zawsze, zapraszam na The Prophet, warto zajrzeć, ponieważ historia jest przemyślana, a rozdziały dłuższe. Poza tym, jak macie jakieś pytania do postaci albo nawet do mnie, to wszystko na Asku. Pojawiły się też kolejne fakty na Creature From Hell i za niedługo dodam nowe. Zachęcam też do odwiedzenia zakładki "Pytania". To chyba tyle, do następnego. A, adres mieszkania jest dobrany przypadkowo.
75 komentarzy = nowy rozdział

poniedziałek, 3 marca 2014

Dzień 41




- Shae, musisz uciekać. 

Środek nocy, godzina pierwsza. Dzwoniący telefon nie dawał mi spokoju, dlatego postanowiłam go odebrać. Chwyciłam go, a białe światło oślepiło mnie na parę sekund, bym potem mogła zobaczyć twarz mojego brata, Davona. Bez wahania odebrałam, a on przywitał mnie właśnie takimi słowami. Muszę uciekać?

- Hej, uspokój się i powiedz, co się stało - wychrypiałam ze zmęczeniem.

Hanaa dała mi w nocy spokój, a to wcale nie znaczyło, że zregenerowałam już swoje siły. Ziewnęłam, czekając na jego odpowiedź, przy okazji przysypiając. W tle słyszałam dźwięki ulicy i samochodów, co nieco mnie zdziwiło. Była pierwsza w nocy, a on jest gdzieś poza domem? Westchnęłam cicho, już nic nie rozumiejąc.

- Pamiętasz Martina? - Zapytał rozgorączkowanym tonem.

Martin, Martin... Ach, już pamiętam, to partner ojca w policji. Nigdy jakoś szczególnie go nie poznałam, zwykle nie miałam do tego wielu okazji. Rozmawiałam z nim jedynie parę razy, jeszcze przed tym wszystkim.

- Pamiętam - mruknęłam, przecierając dłońmi oczy.
- Przyniósł mi dzisiaj zdjęcia, Shae. Zdjęcia Malika i Megan, oni... współpracują ze sobą.
- Co ty pieprzysz?

Czy mu wierzyłam? Cóż... obiecaliśmy sobie, kiedyś, dawno temu, żadnych kłamstw. Złamał obietnicę? A może mówił prawdę? Zayn... zrobiłby to? Wierzyłam bratu, Malik nadal był chujem. Nadal potrafił mnie ranić, już nie tylko fizycznie.

- To oni porwali naszego ojca, Shae! Zayn i Megan, słyszysz?

Pokiwałam głową, chociaż nie mógł tego zobaczyć. Cisza zagościła w naszej rozmowie, a ja słyszałam jedynie jego przyspieszony oddech i uliczne dźwięki z pobliskich klubów i mijanych samochodów. Nagle mnie olśniło. Jechał tutaj? Po mnie?

- Shae, zbieraj się, pakuj potrzebne rzeczy, bierz małą i czekaj na mnie, za niedługo będę.

Rozłączył się. Nie, chwila, nie! A co z naszym ojcem? Przecież nie możemy go tak zostawić, mimo wszystko, prawda? To takie ciężkie... Podniosłam się szybko z łóżka, dostając zastrzyk energii. Wbiegłam do garderoby, rozglądając się. W kącie zauważyłam walizkę. Chwyciłam ją szybko i zaczęłam wrzucać do niej swoje ubrania. Narzuciłam na siebie jakieś ubrania, a telefon włożyłam do kieszeni spodni. Potem powędrowałam z walizką cicho do pokoju małej, gdzie zaczęłam pakować i jej rzeczy. Ubranka, pieluchy i te wszystkie różne kosmetyki dla dziecka.

- Shae, co ty robisz?

Zacisnęłam powieki na dwie sekundy, po czym uchyliłam je i powoli wstałam z grymasem na twarzy. Odwróciłam się na pięcie, patrząc na trochę zaspanego Andy`ego. Cholera. Coś zrobi? Dlaczego musiał akurat teraz się obudzić?

- Shae - warknął ostrzegawczo.
- Okej, okej, chcę się stąd wynieść, dobra?!

Starałam się mówić cicho, by nie obudzić małej, co niezbyt dobrze mi wychodziło, ale Hanaa nadal spała. Przeczesałam nerwowo włosy, patrząc cały czas na Andy`ego. Zmęczenie dopadało mnie po raz kolejny, jednak nie dałam mu sobą zawładnąć.

- Dlaczego? - Zapytał, podchodząc krok bliżej.
- Zayn... on współpracuje z Megan, rozumiesz? To oni porwali mojego ojca.

Przeklął pod nosem. Usłyszałam coś w stylu "zaczekaj tu", po czym wyszedł szybko z pokoju. Miałam nadzieję, że nie biegnie, by zadzwonić do Malika, ale na wszelki wypadek zaczęłam szybciej wrzucać rzeczy do walizki. Błyskawicznie ją zapięłam i wyciągnęłam rączkę, która była wygodniejsza dzięki małym kółkom. Podeszłam do kojca i wzięłam na ręce śpiącą dziewczynkę, całując ją w czoło. Najdelikatniej, jak tylko potrafiłam, założyłam na nią kurtkę i wełnianą czapkę. Odszukałam nosidełko i położyłam ją do niego, otulając jej małe ciało kocem.

- Shae.

Spojrzałam w stronę drzwi, gdzie stał Andy. Zmarszczyłam brwi, kiedy księżycowe światło odbiło się od czegoś metalowego w jego dłoni. Podszedł do mnie powoli i chwycił za rękę, do której to coś włożył. Puścił mnie, a ja na to spojrzałam. Klucze. Po co mi klucze?

- Mam dom w Los Angeles, to są do niego klucze i adres. Zatrzymaj się tam, to ostatnie miejsce, gdzie Zayn będzie was szukał.

Czy mogłam mu zaufać? Dlaczego mi pomagał? Narażał się Malikowi i to dla mnie? Tu jest jakiś haczyk, prawda? Wzięłam głęboki wdech, po czym przytaknęłam głową. Teraz pozostaje mieć tylko nadzieję, że nic nie powie Zaynowi...

Mój telefon rozbrzmiał, dając znać, że przyszła nowa wiadomość. Oderwałam wzrok od jasnych tęczówek Andy`ego i spojrzałam na jasny ekran telefonu. Odblokowałam wyświetlacz i otworzyłam wiadomość.

Pośpiesz się, jakimś cudem stoję przed domem, na razie nigdzie nie ma żadnych strażników. ~ Davon

Spojrzałam ostatni raz na bruneta, po czym chwyciłam nosidełko i walizkę.

- Pomogę ci - mruknął.

Zmarszczyłam brwi, ale posłusznie podałam mu bagaż, po czym ruszyłam na korytarz, a potem schody. Zeszłam po nich powoli, uważając, by nie obudzić dziewczynki, a także rozglądając się wokoło, czy na pewno nigdzie nie ma Mulata.

Świeże powietrze uderzyło we mnie, a rozpinany długi sweter zakołysał się na przyjemnym wietrze. Davon podbiegł szybko do mnie, mierząc wzrokiem Andy`ego, który podał mu walizkę. Brat spojrzał na mnie, a ja kiwnęłam głową, co miało znaczyć, że wszystko jest w porządku. Po chwili wahania ruszył z bagażem do samochodu, a ja odwróciłam się twarzą do bruneta.

- Um... dziękuję za pomoc - wychrypiałam.

Złapał moją twarz w dłonie, patrząc prosto w oczy.

- Uważaj na siebie, słyszysz? Jedź od razu na lotnisko, a potem na ten adres.

Pokiwałam głową. Oderwałam się od niego, kiedy ciche nawoływanie Davona dotarło do moich uszu. Szybko pobiegłam do samochodu, ostatni raz patrząc na bruneta, który cały czas stał w tym samym miejscu.

- Gdzie jedziemy? - Zapytał Davon, odpalając silnik.
- Na lotnisko - mruknęłam.

Nigdy nie myślałam, że to będzie takie łatwe.




Zayn krążył nerwowo po domu, ignorując budzące się do życia słońce. W sypialni nie znalazł Shae ani małej w jej pokoju. Walizka zniknęła, a z nią rzeczy, które do nich należały. Uderzył mocno pięścią w ścianę, przeczesując nerwowo włosy. Uciekła od niego. Shae uciekła od Zayna, razem z małą. Co takiego zrobił, że zniknęły? Przecież od dłuższego czasu jej nie uderzył, prawda?

Wszedł do kuchni, a w oczy rzuciła mu się biała kartka. Doskoczył do niej szybko z nadzieją, że to wiadomość od Shae. Rozczarował się, widząc podpis. 

Pojechałem po zakupy, Andy

Zgniótł papier, rzucając nim o ścianę. Wziął głęboki wdech, przymykając oczy. Nie dał jej powodu do ucieczki, prawda? Miała nawet więcej przestrzeni, nie chodził cały czas za nią, dał jej spokój. Powiedział swoim ludziom, że mogą wpuszczać Davona... 

- Cholera! - Krzyknął, szarpiąc swoje czarne włosy. 

Uciekła z nim, z Davonem. Mógł tu spokojnie wejść, bez żadnej szarpaniny z jego ludźmi, mógł... mógł niepostrzeżenie zabrać Shae i małą. I to zrobił. Zabrał je Zaynowi. Zabrał to, co jego. 

Andy nie kazał na siebie długo czekać, pojawił się w domu po dwudziestu minutach, zastając wściekłego Zayna, który na samym początku go nie zauważył. Mulat krążył po kuchni, paląc papierosa za papierosem. Pomieszczenie było skąpane w gęstym dymie, a popielniczkę wypełniały pety. 

Zayn w końcu zauważył Andy`ego, kiedy ten postawił torby z zakupami na stole. Dopadł do niego w sekundę, ściskając mocno ramiona, za co brunet zgromił go spojrzeniem. Malik wyciągnął papierosa spomiędzy warg, patrząc uważnie na przyjaciela. 

- Co jest? - Mruknął Andy, strząsając ręce Zayna ze swoich ramion. 
- Powiedz, że widziałeś Shae i wiesz, gdzie jest - wycharczał Mulat.

Andy zmarszczył brwi, patrząc niezrozumiale na przyjaciela. 

- Pewnie siedzi w pokoju... 
- Nie siedzi! Nie ma jej ani małej, słyszysz?! Nie ma, zniknęły! - Wykrzyczał Zayn. - Był tu dzisiaj Devon?

Andy zaczął wypakowywać zakupy, myśląc nad odpowiedzią. 

- Nie, chyba nie... Ja go nie widziałem - odpowiedział po chwili ciszy. 
- Cholera - przeklął Zayn. - Muszę je znaleźć, rozumiesz? Muszę! 
- Uspokój się, pewnie nie uciekły daleko - mruknął Andy. - Myślę, że ukrywają się gdzieś w Londynie. 

Zayn spojrzał na niego, unosząc brew. Tak, pewnie są w Londynie, gdzie indziej Shae miałaby się udać z Hanaą? Pewnie znajdzie je w mieszkaniu Davona albo ich ojca i wszystko będzie w porządku... Westchnął cicho, siadając na krześle. Zakrył twarz dłońmi, przymykając oczy. Znajdzie je. 




Od autorki: Nananana, ale się porobiło, cnie? Shae uciekła, a Malik będzie jej szukał, trololo. Dałam wam perspektywę Zayna, chociaż planowałam cały rozdział z punktu widzenia Shae. Wzięłam pod uwagę wasze "skargi" (daję to w cudzysłowie, bo się nie skarżyłyście, a jedynie zauważyłyście, że coś mało Malika jest) i dodałam jeszcze jego perspektywę. A teraz się przyznać - kto czyta notki ode mnie i słucha muzyki, którą dodaję do rozdziału? Chciałam wam powiedzieć, że limit nie zniknie, więc nie macie co o to prosić. Trzeba was jakoś mobilizować do komentowania. Wiem, że zawodzę czytelników Crushera, ale nie mam na to weny, mimo to, staram się coś napisać i może się niedługo nowy rozdział pojawi. Staram się. Na koniec chciałam was zaprosić na The Prophet, gdzie pojawił się nowy rozdział. Zapraszam jeszcze na Creature From Hell, znajdziecie tam nowe fakty i możecie zadawać mi pytania, na które odpowiem, jeśli już wcześniej się nie pojawiły. To tyle ode mnie, im szybciej dobijecie siedemdziesiąt komentarzy, tym szybciej dodam kolejny Dzień, xx.