Minęło dokładnie sześć miesięcy. Hanaa rosła z każdym dniem i zaczynała raczkować. Cieszył mnie każdy jej samodzielny ruch i już rozumiałam inne matki, które tak bardzo zachwycały się najmniejszym uśmiechem swojego dziecka. Jej czarne włoski rosły w swoim tempie, a rysy twarzy powoli kształtowały się na przyszłość.
Dobrze nam się tu układało. Davon znalazł pracę, a ja pracowałam na pół etatu w salonie tatuaży. Podobało mi się to zajęcie, a szczególnie godziny. Kiedy ja tam szłam, mój brat wracał do domu, dzięki czemu nie musieliśmy płacić opiekunce, by zajęła się Hanaą.
Czułam się tu bezpiecznie. Zayn nas nie znalazł i modliłam się, by nigdy tego nie zrobił. Bałam się konsekwencji, które mi zagwarantuje. Miałam dość bólu w swoim życiu, musiałam się wyzbyć go całego. Dlatego musiałam też wykreślić Zayna. Czy żałowałam? Może odrobinę. Ale każdego uczucia można się pozbyć, tak słyszałam.
Nie miałam z nikim za bardzo kontaktu. Mówiąc dokładnie, chodzi mi o Andy`ego. Informował mnie co jakiś czas o "postępach" Malika, ale szybko kończył, tłumacząc się dzikim spojrzeniem Mulata, który wparowywał do pomieszczenia, gdzie siedział Biersack. Po pewnym czasie odpuściłam sobie jakiekolwiek protesty, co do jego rozłączenia się, za każdym razem słysząc mocny głos Zayna.
Mimo krótkiego upływu czasu, zdążyłam ułożyć sobie w Ameryce życie. Pokochałam to miejsce, chociaż tęskniłam za angielską pogodą, zawsze wręcz ją uwielbiałam. Słońce nie było dla mnie, mimo to, potrafiłam je znieść za wolność, którą zapewniło mi Los Angeles.
Nienawidziłam tej niepewności. Ciągle żyłam w strachu, że Zayn mnie znajdzie, ukarze, zabierze. Na ulicach Los Angeles dokładnie skanowałam spojrzeniem każdego Mulata, każdego mężczyznę, każdego bruneta. Denerwowało mnie to.
Nachylałam się nad łóżeczkiem swojej małej córeczki, głaszcząc jej policzek. Nagle dostrzegałam pomiędzy nami więcej podobieństw, co mnie cieszyło. Nie chciałam widzieć w niej Zayna. Zamarłam, słysząc dzwonek do drzwi. Davona nie było w domu, więc musiałam sama stawić czoło intruzowi. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale ruszyłam, by zobaczyć kto to. Spojrzałam przez wizjer, zachowując się tak cicho, jak tylko potrafiłam. Odskoczyłam od drzwi, wpadając na buty, które wydały cichy dźwięk. Przeklęłam w myślach, kiedy intruz zaczął walić pięścią w drzwi.
- Otwieraj, kurwa!
Nie, nie, nie. Proszę, to musi być sen, to nie dzieje się naprawdę. Obudźcie mnie. Pobiegłam do pokoju małej, a łzy potoczyły się po moich policzkach. Trzask wyłamywanych drzwi rozniósł się po domu, kiedy byłam na schodach.
- Nie, zostaw mnie! - Krzyknęłam, chociaż bardziej przypominało to dziwny pisk.
Złapał mnie, złapał na szczycie schodów. Objął mnie w talli i podniósł, a ja zawisłam w powietrzu, wierzgając całym swoim ciałem. Gdzie są ci wszyscy wścibscy sąsiedzi, kiedy po raz pierwszy ich potrzebuję?
- Uspokój się, do jasnej cholery!
Opadłam na kolana, kiedy mnie puścił. Oparłam dłonie na udach, spuszczając twarz. Łzy leciały po moich policzkach, prosto na podłogę w salonie i legginsy, które dzisiaj założyłam. Mocne szarpnięcie kazało mi spojrzeć we wściekłe oczy, które tak dobrze znałam.
Oczy Malika.
- Idź się spakować, wracamy do domu - warknął. - Tam się z tobą rozprawię.
Wstałam, wyszarpując się z jego uścisku. Zacisnęłam pięści, patrząc na niego z równie wielką wściekłością, co on. Łzy przestały lecieć, a adrenalina podskoczyła w moich żyłach, kontrolując wszystkie moje słowa i ruchy.
- Nigdzie. Z. Tobą. Nie. Wracam - wysyczałam, odgarniając włosy.
Zaśmiał się, jednak nie dosięgło to jego oczu.
- Myślisz, że masz jakiś wybór?
- Owszem. Jestem pełnoletnia, Zayn, mogę decydować o sobie - warknęłam.
To była zła obrona mojego zdania, ale musiałam mu uświadomić, że nie ma nade mną kontroli. Decyduję o sobie sama, a on nie może mną rządzić. Już nie. Nadszedł czas na wojnę, naszą wojnę.
- Należysz do mnie, Shae - wycharczał, ściskając pięści.
- Niby od kiedy, co? Kupiłeś mnie? Nie pamiętam, żebym sama siebie sprzedała! - Krzyknęłam.
Zrobił krok na przód, ale ja stałam uparcie w miejscu, nie dając mu żadnej kontroli. Nie tym razem, zmieniłam się. Już nie dam mu pola do popisu, już nie przegram tego. Nie mogę tego przegrać. Nie mogę przegrać własnego życia.
- Naznaczyłem cię - wycedził, a ja prychnęłam.
- Już tego nie ma, wszystko zniknęło.
Prawie wszystko. Ślady wypalone papierosem nadal się goiły pod natłokiem milionów maści, które przepisał mi lekarz. Ale to znikało, powoli, w swoim tempie. A to było najważniejsze. Każdy jego znak zapadał w ciemność, nie pozostawiając po sobie już żadnego wspomnienia.
Moje słowa sprawiły, że po raz pierwszy nie wiedział, co powiedzieć. Odczuwałam satysfakcję, rzadko kiedy mi się to udawało. Starcie wygrywałam ja. Miałam nadzieję, że to się nie zmieni.
- Idź. Się. Spakować.
- Chuj ci w dupę, Malik! - Wrzasnęłam, kręcąc głową.
Nigdzie z nim nie wrócę, nigdy.
- Pokochałem cię, a ty mi tak za to dziękujesz?!
- Zniszczyłeś mi życie! Musiałam uciec z Londynu przez ciebie! Złe wspomnienia wróciły przez ciebie! Cholera, porwałeś mojego ojca i Davona! Współpracujesz z moją matką, która porwała mnie! Niszczysz mnie, rozumiesz? Moją cholerną psychikę! Niszczysz moje ciało! Niszczysz moje szczęście, szansę na nowe życie! - Wykrzyczałam. - Nie musiałeś mnie kochać, bo tym tylko mnie zniszczyłeś, do cholery jasnej!
Jego policzki poczerwieniały, kiedy to wszystko wyrzuciłam z siebie. Zdenerwowałam go tym jeszcze bardziej, ale nie obchodziło mnie to. Już nic mnie nie obchodziło. Tylko mała Hanaa, którą, z pewnością, już obudziliśmy albo zrobimy to za chwilę.
- Czego ty ode mnie chcesz, Shae?! - Krzyknął, a ja zmrużyłam oczy.
Nadal nie zrozumiał?
- Żebyś mnie zostawił w cholernym świętym spokoju!
Nigdy tyle nie krzyczałam, nigdy tyle razy on nie wiedział, co powiedzieć. Nie miałam pojęcia, co właśnie działo się w jego głowie, ale chyba przetwarzał wszystkie słowa, które wykrzyczałam. Każda cząstka mnie drżała przez adrenalinę, która krążyła w moim ciele. Nienawidziłam tego uczucia.
- Powiedz, mi, że tego nie chcesz. Że mnie nie chcesz - zażądał.
Nadal nie wiedział, że powiedziałam to już parę razy?
- Nie chcę cię, Zayn. Nie chcę cię już nigdy więcej widzieć. Chcę, żebyś zostawił mnie i wszystkich, których kocham, łącznie z Hanaą.
Żądałam wiele, ale nie więcej niż on przez tak długi czas w Londynie. Zachłysnął się powietrzem, a ja skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Muszę dbać o swoją córkę. Jeśli będzie chciała go poznać, pozna, ale tylko, kiedy wyrazi taką chęć. Inaczej, nie spotkają się. Może i byłam bezwzględna, ale on taki był przez cały czas w tym cholernym Londynie, który tak bardzo kochałam.
- Nie możesz zakazać mi się widywać z Hanaą, to moja córka - wychrypiał.
- Jeśli będzie chciała cię poznać, zrobi to. Na więcej się nie zgodzę.
Przez chwilę widziałam w jego oczach smutek, ale szybko zniknął, ustępując miejsca złości i piorunom, którymi we mnie ciskał. Wzięłam głęboki wdech, próbując unormować oddech. Po chwili dotarła do mnie jedna myśl, skoro mnie znalazł, wiedział też, że Andy mi pomógł... cholera.
- Co zrobiłeś Andy`emu, Zayn? - Warknęłam.
Przetarł twarz dłońmi. Modliłam się, by żył, by nadal był cały. Przywiązałam się do niego, w końcu tak bardzo mi pomagał...
- Uciekł, nie wiem, gdzie, ale go znajdę.
- Nie, nie znajdziesz - wycedziłam. - A teraz wyjdź.
Wyszedł, patrząc na mnie ostatni raz. Zatrzasnął za sobą drzwi, a ja zanotowałam w myślach, by wymienić zniszczone zamki. Ale to wszystko za chwilę. Westchnęłam cicho i zjechałam plecami po ścianie, podciągając kolana pod brodę.
Byłam wolna.
W końcu byłam wolna.
Więc dlaczego czułam tak dziwną pustkę?
Nienawidziłam tej niepewności. Ciągle żyłam w strachu, że Zayn mnie znajdzie, ukarze, zabierze. Na ulicach Los Angeles dokładnie skanowałam spojrzeniem każdego Mulata, każdego mężczyznę, każdego bruneta. Denerwowało mnie to.
Nachylałam się nad łóżeczkiem swojej małej córeczki, głaszcząc jej policzek. Nagle dostrzegałam pomiędzy nami więcej podobieństw, co mnie cieszyło. Nie chciałam widzieć w niej Zayna. Zamarłam, słysząc dzwonek do drzwi. Davona nie było w domu, więc musiałam sama stawić czoło intruzowi. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale ruszyłam, by zobaczyć kto to. Spojrzałam przez wizjer, zachowując się tak cicho, jak tylko potrafiłam. Odskoczyłam od drzwi, wpadając na buty, które wydały cichy dźwięk. Przeklęłam w myślach, kiedy intruz zaczął walić pięścią w drzwi.
- Otwieraj, kurwa!
Nie, nie, nie. Proszę, to musi być sen, to nie dzieje się naprawdę. Obudźcie mnie. Pobiegłam do pokoju małej, a łzy potoczyły się po moich policzkach. Trzask wyłamywanych drzwi rozniósł się po domu, kiedy byłam na schodach.
- Nie, zostaw mnie! - Krzyknęłam, chociaż bardziej przypominało to dziwny pisk.
Złapał mnie, złapał na szczycie schodów. Objął mnie w talli i podniósł, a ja zawisłam w powietrzu, wierzgając całym swoim ciałem. Gdzie są ci wszyscy wścibscy sąsiedzi, kiedy po raz pierwszy ich potrzebuję?
- Uspokój się, do jasnej cholery!
Opadłam na kolana, kiedy mnie puścił. Oparłam dłonie na udach, spuszczając twarz. Łzy leciały po moich policzkach, prosto na podłogę w salonie i legginsy, które dzisiaj założyłam. Mocne szarpnięcie kazało mi spojrzeć we wściekłe oczy, które tak dobrze znałam.
Oczy Malika.
- Idź się spakować, wracamy do domu - warknął. - Tam się z tobą rozprawię.
Wstałam, wyszarpując się z jego uścisku. Zacisnęłam pięści, patrząc na niego z równie wielką wściekłością, co on. Łzy przestały lecieć, a adrenalina podskoczyła w moich żyłach, kontrolując wszystkie moje słowa i ruchy.
- Nigdzie. Z. Tobą. Nie. Wracam - wysyczałam, odgarniając włosy.
Zaśmiał się, jednak nie dosięgło to jego oczu.
- Myślisz, że masz jakiś wybór?
- Owszem. Jestem pełnoletnia, Zayn, mogę decydować o sobie - warknęłam.
To była zła obrona mojego zdania, ale musiałam mu uświadomić, że nie ma nade mną kontroli. Decyduję o sobie sama, a on nie może mną rządzić. Już nie. Nadszedł czas na wojnę, naszą wojnę.
- Należysz do mnie, Shae - wycharczał, ściskając pięści.
- Niby od kiedy, co? Kupiłeś mnie? Nie pamiętam, żebym sama siebie sprzedała! - Krzyknęłam.
Zrobił krok na przód, ale ja stałam uparcie w miejscu, nie dając mu żadnej kontroli. Nie tym razem, zmieniłam się. Już nie dam mu pola do popisu, już nie przegram tego. Nie mogę tego przegrać. Nie mogę przegrać własnego życia.
- Naznaczyłem cię - wycedził, a ja prychnęłam.
- Już tego nie ma, wszystko zniknęło.
Prawie wszystko. Ślady wypalone papierosem nadal się goiły pod natłokiem milionów maści, które przepisał mi lekarz. Ale to znikało, powoli, w swoim tempie. A to było najważniejsze. Każdy jego znak zapadał w ciemność, nie pozostawiając po sobie już żadnego wspomnienia.
Moje słowa sprawiły, że po raz pierwszy nie wiedział, co powiedzieć. Odczuwałam satysfakcję, rzadko kiedy mi się to udawało. Starcie wygrywałam ja. Miałam nadzieję, że to się nie zmieni.
- Idź. Się. Spakować.
- Chuj ci w dupę, Malik! - Wrzasnęłam, kręcąc głową.
Nigdzie z nim nie wrócę, nigdy.
- Pokochałem cię, a ty mi tak za to dziękujesz?!
- Zniszczyłeś mi życie! Musiałam uciec z Londynu przez ciebie! Złe wspomnienia wróciły przez ciebie! Cholera, porwałeś mojego ojca i Davona! Współpracujesz z moją matką, która porwała mnie! Niszczysz mnie, rozumiesz? Moją cholerną psychikę! Niszczysz moje ciało! Niszczysz moje szczęście, szansę na nowe życie! - Wykrzyczałam. - Nie musiałeś mnie kochać, bo tym tylko mnie zniszczyłeś, do cholery jasnej!
Jego policzki poczerwieniały, kiedy to wszystko wyrzuciłam z siebie. Zdenerwowałam go tym jeszcze bardziej, ale nie obchodziło mnie to. Już nic mnie nie obchodziło. Tylko mała Hanaa, którą, z pewnością, już obudziliśmy albo zrobimy to za chwilę.
- Czego ty ode mnie chcesz, Shae?! - Krzyknął, a ja zmrużyłam oczy.
Nadal nie zrozumiał?
- Żebyś mnie zostawił w cholernym świętym spokoju!
Nigdy tyle nie krzyczałam, nigdy tyle razy on nie wiedział, co powiedzieć. Nie miałam pojęcia, co właśnie działo się w jego głowie, ale chyba przetwarzał wszystkie słowa, które wykrzyczałam. Każda cząstka mnie drżała przez adrenalinę, która krążyła w moim ciele. Nienawidziłam tego uczucia.
- Powiedz, mi, że tego nie chcesz. Że mnie nie chcesz - zażądał.
Nadal nie wiedział, że powiedziałam to już parę razy?
- Nie chcę cię, Zayn. Nie chcę cię już nigdy więcej widzieć. Chcę, żebyś zostawił mnie i wszystkich, których kocham, łącznie z Hanaą.
Żądałam wiele, ale nie więcej niż on przez tak długi czas w Londynie. Zachłysnął się powietrzem, a ja skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Muszę dbać o swoją córkę. Jeśli będzie chciała go poznać, pozna, ale tylko, kiedy wyrazi taką chęć. Inaczej, nie spotkają się. Może i byłam bezwzględna, ale on taki był przez cały czas w tym cholernym Londynie, który tak bardzo kochałam.
- Nie możesz zakazać mi się widywać z Hanaą, to moja córka - wychrypiał.
- Jeśli będzie chciała cię poznać, zrobi to. Na więcej się nie zgodzę.
Przez chwilę widziałam w jego oczach smutek, ale szybko zniknął, ustępując miejsca złości i piorunom, którymi we mnie ciskał. Wzięłam głęboki wdech, próbując unormować oddech. Po chwili dotarła do mnie jedna myśl, skoro mnie znalazł, wiedział też, że Andy mi pomógł... cholera.
- Co zrobiłeś Andy`emu, Zayn? - Warknęłam.
Przetarł twarz dłońmi. Modliłam się, by żył, by nadal był cały. Przywiązałam się do niego, w końcu tak bardzo mi pomagał...
- Uciekł, nie wiem, gdzie, ale go znajdę.
- Nie, nie znajdziesz - wycedziłam. - A teraz wyjdź.
Wyszedł, patrząc na mnie ostatni raz. Zatrzasnął za sobą drzwi, a ja zanotowałam w myślach, by wymienić zniszczone zamki. Ale to wszystko za chwilę. Westchnęłam cicho i zjechałam plecami po ścianie, podciągając kolana pod brodę.
Byłam wolna.
W końcu byłam wolna.
Więc dlaczego czułam tak dziwną pustkę?
Od autorki: Moje serce krwawi, dzięki waszym hejtom.Głosujcie w ankiecie.
Róbcie, co chcecie.