czwartek, 27 lutego 2014

Dzień 40




Nuciłam pod nosem jakąś piosenkę, odkładając małą do łóżeczka. Rozciągnęłam się, a kości strzeliły przyjemnie, powodując typowe dla mnie dreszcze na plecach. Wyszłam cicho z pokoju, zamykając powoli i starannie drzwi. 

Miałam tego wszystkiego dość. Tak bardzo dość...

Zayn znikał w większość nocy, a ja nie miałam praktycznie chwili wytchnienia. Hanaa co chwilę miała jakieś kolki, cały czas płakała... Nie wyrabiałam. Chodziłam zmęczona i ledwo żywa, ale co z tego? Malik i tak tego nie zauważał. 

Westchnęłam cicho, siadając na tarasie. Przymknęłam oczy, czując przyjemnie zimny wiatr na skórze. Wyrzuty sumienia dopadły mnie prawie natychmiast. Co z moim ojcem? Nie byłam ani trochę bliżej znalezienia go, żyje jeszcze? Nie wiedziałam, po co Megan porwała i jego, w końcu... sama odeszła. Po co miałaby się zemścić?

Rozplątałam czarne słuchawki, które podłączyłam do telefonu. Mocna muzyka rozbrzmiała, a ja spoglądałam na zachodzące słońce. Mocniej otuliłam się swetrem, który grzał mnie w takie dni jak ten. Westchnęłam cicho, przymykając oczy. Zaczął się listopad, a z tym zbliżały się moje urodziny. Gdzie wtedy będę? Dalej tu? Samotna? A może jakimś cudem w Ameryce? Razem z Davonem? 

Brakowało mi obecności brata. Starał się tu przychodzić, jednak członkowie gangu Zayna często skutecznie mu to uniemożliwiali. Ja tym bardziej nie mogłam stąd wyjść. Pomieszczenia, które wydawały się ładnie urządzone, teraz obrzydły mi przez ciągłe siedzenie tutaj. Nie było tu już tak idealnie. Nie tak, jak na początku.

Westchnęłam cicho. Czułam się jak jakaś niewolnica. Bez możliwości zrobienia głupich zakupów, bez spotykania się z innymi ludźmi, stworzona tylko do zajmowania się dzieckiem... Co ja mam zrobić? Mam dość. Nie małej, ale tej całej niewoli. Chcę wyjść stąd, zwiedzić trochę świata... To tak dużo? 

Przetarłam oczy i wyciągnęłam słuchawki z uszu, widząc czerwone światełko na elektrycznej niani. Płacz dziecka dotarł do mojego mózgu, a ja wstałam mozolnie i ruszyłam w stronę schodów, w ręku trzymając wydające dźwięk urządzenie. W połowie drogi skomlenie małej ustało, co trochę mnie zaniepokoiło. Sama się uspokoiła? 

Pokonałam schody prawie biegiem. Zatrzymałam się dopiero pod drzwiami pokoju dziecięcego, które zaczęły się otwierać. Moje serce szybciej zabiło ze strachu, jednak po chwili uspokoiło się, kiedy zobaczyłam znajomą twarz. 

Też mnie zauważył. Uśmiechnął się zawstydzony, unikając spojrzenia w moje zmęczone oczy. Myślał, że byłam na niego zła? Jaki miałabym do tego powód? Odwzajemniłam uśmiech, kiedy w końcu skierował swój wzrok na mój. 

- Płakała, a ja przechodziłem obok i... - zaczął, ale przerwałam mu. 
- Dziękuję. 

Przytuliłam go, przymykając oczy. Męskie perfumy zmieszane z zapachem papierosów dotarły do moich nozdrzy, przyjemnie je łaskocząc. Objął mnie po chwili wahania, zamykając za sobą do końca drzwi. Zmęczenie ogarnęło mnie całą, przez co otworzyłam oczy, by nie przysypiać. 

Oderwałam się od chłopaka z ciepłymi policzkami, spuszczając wzrok. Kiedy go na niego podniosłam, uśmiechał się na ten swój łobuzerski sposób. Doszłam do wniosku, że był cholernie wysoki. Ja sięgałam mu jakoś do ramion, chociaż właściwie nawet do tej wysokości byłam za mała. Westchnęłam pod nosem, nie wiedząc, co powiedzieć. 

- Idź spać. 

Zmarszczyłam brwi, słysząc zdecydowany głos Andy`ego. Spojrzałam prosto w jego jasne tęczówki, nie do końca rozumiejąc. A kto zajmie się Hanaą? Nie mogę iść spać, nie teraz. 

- No idź już, zajmę się nią, jakby co. Przecież zaraz uśniesz na stojąco - mruknął Andy. 

Westchnęłam i kiwnęłam głową. Może to dobry pomysł? Sen mi pomoże, tak myślę...




Davon siedział w salonie, drapiąc psa za uchem. Oglądał mecz, chociaż tak naprawdę nie wiedział, kto grał. Nie obchodziło go to. Myślał o swojej młodszej siostrze, zamkniętej w tej dużej posiadłości. Powinien bardziej się postarać. Powinien ją obronić. Powinien zostać wtedy, kiedy uciekł. Powinien o nią dbać. Powinien być przy niej.

Warknął pod nosem, wprawiając tym psa w stan czuwania. Był zdenerwowany. Nikt nie mógł mu zabraniać wizyt u siostry, a mimo to, właśnie tak było. Zabraniali mu. Nie mógł się do niej dostać przez cholernego Zayna Malika i jego obsesji na punkcie Shae. Powinna uciec. Musi uciec. Zostawić tego chuja, wziąć małą i uciec. Obojętne gdzie, byleby zniknęła. 

Czuł się winny. 

Shae powinna być z jakimś miłym chłopakiem, który dbałby o nią, który nie byłby drugim tyranem w ich życiu. Tak bardzo chciał jej pomóc, w jakikolwiek sposób. Ale nie potrafił. Nie sam. Ona też musiała coś zrobić. Musiała uciec. A Davon nie może zrobić tego za nią. 

Westchnął, jakby to wszystko było jego winą. Czuł jakieś pocieszenie w związku z Andy`m, który pilnował wybuchy Malika. Zdążył zobaczyć trochę z kłótni całej trójki, kiedy przybiegł do nich z płytą i cieszył się, że chłopak wstawił się za Shae. No, przynajmniej na to mu wyglądało. 

Tak właściwie nie wiedział, jaki jest ten Andy. Nie miał okazji z nim porozmawiać i widział tylko tę jedną sytuację. Jak traktował Shae? Był dla niej miły? 

Dlaczego o tym wszystkim myślał? 

Kolejny raz westchnął, poprawiając się na kanapie. Głowa psa drgnęła, kiedy wziął głęboki wdech. Spojrzał na telewizor, który obecnie pokazywał same głupie reklamy. Davon przymknął oczy, kładąc dłoń na twarzy. Był zmęczony po pracy, ale nie zdążył się położyć chociaż na chwilę. 

Dzwonek do drzwi skutecznie przerwał mu odpoczynek. 

Brunet wstał z cichym westchnieniem i ruszył, by otworzyć wejście. W progu stał policjant, którego kojarzył. To partner jego ojca. Był bardziej w wieku Davona, chociaż... nie, ocenił go na jakieś dwadzieścia pięć lat. 

- Dzień dobry, mogę wejść?

Kiwnął głową i wpuścił policjanta do środka. Ten ściągnął czapkę z głowy, która należała do obowiązkowego ubioru, przeczesując krótko ścięte włosy. 

- Co się stało? - Zapytał Davon, mrużąc oczy. 

Policjant założył z powrotem czapkę, wyciągając z kieszeni kurtki jakąś kopertę. Podał ją brunetowi, który natychmiast otworzył papier. Z środka wypadło parę zdjęć, które szybko chwycił i zaczął przeglądać. Zmarszczki na czole pojawiały się, kiedy je oglądał, nic nie rozumiejąc. W końcu spojrzał na mężczyznę przed sobą z pytającym wzrokiem. 

- Podejrzewamy, że niejaki Zayn Malik i Megan Tomaz współpracują ze sobą przy porwaniu Richarda. 




Od autorki: Trolałka, cnie. Kto się spodziewał takiego zakończenia rozdziału, no ktooo? Nasza Shae powoli wpada w depresję, chyba. Jeszcze nie wiem xD Jak tam Tłusty Czwartek? Ja sobie choruję i nie byłam w szkole, chociaż matka i tak chciała mnie tam posłać (co z tego, że miałam gorączkę, prawie wykaszlałam płuca i nie potrafiłam mówić?). Padam ze zmęczenia, głowa mi pęka, ale napisałam wam w końcu ten rozdział, bo dobiliście siedemdziesiąt komentarzy, to... Dobra, nie będę się rozpisywała i po prostu... Chociaż nie, chwila. Widzicie numer Dnia? Wow, to już czterdziesty rozdział. W życiu nie poprowadziłam swojego bloga tak daleko. Jestem z siebie dumna, ale nie można ukrywać, że to też wasza zasługa. Przecież, gdyby nie czytelnicy, to DI nie istniałoby. Zapraszam na nowego bloga The Prophet! Na Creature From Hell pojawiły się kolejne notki. Ask
70 komentarzy = nowy rozdział 

niedziela, 23 lutego 2014

Dzień 39




Po raz pierwszy w życiu moje mozolne ruchy stały się wrogiem. Schody dłużyły się, a ja już w połowie odpuściłam wchodzenie po nich, siadając na dziesiątym schodku. Byłam senna, a dodając do tego moje tempo wynikiem równania była niechęć do tych cholernych stopni. Westchnęłam cicho, opierając głowę o ścianę i przymykając oczy. Zayn zniknął gdzieś o dwudziestej drugiej, myśląc, że śpię. Nie spałam. 

Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie znikał na całe noce, gniew wypełniał mnie w środku. Dlaczego nigdy mi nic nie mówił? Zaspane oczy zapiekły, kiedy zamrugałam gwałtownie, odganiając niechciane łzy. Byłam rozchwiana emocjonalnie, chociaż nie znałam powodu. Westchnęłam cicho. 

- Czemu jeszcze nie śpisz, Shae?

Otworzyłam gwałtownie oczy, starając się uspokoić pędzące serce. Oddech przyspieszył ze strachu, a temperatura ciała podniosła się. Andy zaśmiał się pod nosem i usiadł obok mnie, schodek niżej. 

- Przestraszyłeś mnie - warknęłam, chociaż nie byłam zła. 
- Nie zauważyłem - zaśmiał się. 

Przewróciłam oczami i spojrzałam na niego. Pod oczami, na całą szerokość twarzy, ciągnęła się biała linia, którą pewnie wcześniej sobie namalował. Odgarnął włosy, ukazując rozbawione, ale nadal zimne, jasnoniebieskie tęczówki. Pełne usta wykrzywił w zadziornym uśmiechu, a metal w wardze błysnął księżycowym światłem. Spojrzałam szybko w bok, czując zawstydzenie. Chyba za długo się na niego patrzyłam... 

- Czemu nie śpisz? - Zagadnął ponownie.

Westchnęłam cicho. Dobre pytanie... 

- Nie wiem, po prostu nie potrafię zasnąć - mruknęłam cicho. - Gdzie byłeś?

Spojrzałam na niego ponownie. To pytanie nie było na miejscu, bynajmniej nie powinnam być tak dociekliwa, ale... taka jestem. Ciekawska, po prostu. Mimo to, wątpiłam w to, że usłyszę odpowiedź. Nie moja sprawa, więc wcale nie musi mi jej udzielać, prawda? Westchnęłam cicho, powinnam pójść spać, dla dobra wszystkich. 

- Na imprezie. 

Och. Odwróciłam wzrok, czując ciepło na policzkach. Nie wiem, dlaczego, ale miałam cichą nadzieję, że po prostu nie był na żadnej imprezie. Głupie uczucie, nie mam pojęcia, skąd się wzięło... Wstałam powolnie, uważając na chłopaka, ostrożnie schodząc. 

Chłodne dłonie pociągnęły mnie mocno, a ja straciłam równowagę, lądując na wyciągniętych nogach Andy`ego. Zamrugałam parokrotnie ze zdziwienia. Chłopak przyciągnął moją twarz do swojej i pocałował agresywnie. Jęknęłam cicho, kiedy przygryzł dolną wargę. Ścisnął biodro, oplatając talię ręką. Objęłam go w pasie, wciskając ręce pod kamizelkę. 

Oderwaliśmy się od siebie szybko, słysząc jakiś trzask i hałas. Wstałam razem z Andy`m, który kazał mi zostać na miejscu, a sam ruszył w dół. Przenosiłam ciężar swojego ciała na zmianę, przez co nogi rozbolały mnie od tego. Zeszłam powoli dziesięć stopni, stając na zimnych panelach. Brunet zniknął mi z pola widzenia. Serce zaczęło bić mocniej, a oddech przyspieszył. Usłyszałam kolejny trzask, przez co podskoczyłam przestraszona. Do tego dołączył podniesiony głos Andy`ego. Nie krzyczał o pomoc, dzięki czemu poczułam jakąś dziwną ulgę, ale nadal nie wiedziałam, czy jest czego się bać, czy nie. 

- Wszystko w porządku? 

Kiwnęłam głową, kiedy Andy pojawił się przede mną. Zaczęłam szukać na jego twarzy jakiś ran, ale nic takiego nie dostrzegłam. Po chwili dołączyła do nas osoba trzecia. 

- Shae, czemu ty jeszcze nie śpisz, do cholery?

Przymknęłam na sekundę oczy, słysząc rozdrażniony głos Zayna. Co znowu takiego złego zrobiłam? 

- Idź stąd, Andy, muszę z nią pogadać. 

Zamiast bruneta ruszyłam ja, kierując się szybko schodami w górę. Nie miałam zamiaru z nim rozmawiać, bo pewnie chodziło mu o "Andy, wypierdalaj, bo muszę zbić ją na kwaśne jabłko przez to, że teraz nie śpi". 

Zayn mówił coś do mnie, ale nie słuchałam. Wiedziałam, że jeszcze nie ruszył za mną jedynie przez Andy`ego, który musiał go jakoś zatrzymywać. Wemknęłam się do pokoju małej i zamknęłam drzwi na klucz, opierając się o nie plecami. Niewytłumaczalne łzy potoczyły się po policzkach, a krótki szloch wydostał z gardła. 

Wpadałam w depresję?

Westchnęłam cicho i usiadłam na dużym fotelu, podkurczając nogi. Planowałam tu spędzić noc, jak nie i następny dzień, co równało się ze spaniem tutaj. Jęknęłam pod nosem, zdając sobie sprawę z głupoty tej sytuacji. 

Może ucieczka do Ameryki jest dobrym pomysłem?




- Wymiękasz?

Zayn zaprzeczył stanowczo ruchem głowy. On miałby odpuścić, być tchórzem? Chyba nie w tym wcieleniu. Prychnął pod nosem, przewracając oczami. Spojrzał na zegar. Wskazówki pokazywały pierwszą szesnaście w nocy. Nie czuł zmęczenia, mógł wytrzymać wiele czasu bez snu. 

Śmiech wypełnił jego uszy. Skrzywił się na ten głośny dźwięk, czując ból głowy. Od rana zmagał się z migreną, a takie odgłosy wcale mu w tym nie pomagały. 

Farbowana szatynka podeszła do niego, stukając swoimi wysokimi szpilkami. Mulat przełknął ślinę, szukając w niej rzeczy, które posiadała także Shae. Przy tak niewielkiej odległości podobieństw było jakby więcej, co wprawiło go w niezręczne uczucie, którego nawet nie potrafił zdefiniować. Zamarł, czując kobiecą dłoń na swoim policzku. Przymknął oczy, zastanawiając się, co zrobić. 

- A podobno jesteś taki groźny - westchnęła teatralnie. 

Uniósł powieki i spojrzał na nią wściekle, ciskając w jej drobną twarz piorunami. Zaśmiała się na to, bynajmniej nie czując strachu, a jedynie rozbawienie. Zayn nie wiedział, co robić i po raz pierwszy w życiu był rozdarty. Obraz Shae tańczył mu w głowie, mieszając się z widokiem przed nim. 

Był chujem. Dupkiem. Draniem. Idiotą. Był głupi. Jak mógł tak postępować? Ranił wszystkich dookoła i udawał, że to nie on. Nie do końca wiedział, czemu to wszystko robił. Nienawidził każdego, kto był w to wmieszany, a i tak brnął dalej. 

Powinien się zmienić, znienawidzić samego siebie, ale... był dumny. Był dumny z tego, za co powinno się karać.  Chyba nikt nie potrafił zrozumieć jego myśli i toru, po którym idą. Właściwie nikt nawet nie próbował, bo po co? Był tylko dupkiem, który knuje przeciwko wszystkim. 

Potrafi jedynie usuwać przeszkody, które są ludźmi. 

Ludźmi, którzy zabierają mu Shae. 

On po prostu usuwa przeszkody. 




Od autorki: Na sam początek - dedykacja dla (rany, który nick wybrać?) Iluminate/Daiya (jak to się, kurwa, odmienia? xD). Chciałaś, to ten... dziwny rozdział, słaby strasznie, no ale nie będę z tobą o tym dyskutowała, cnie xD Okok, teraz bardziej organizacyjnie. Na CFH pojawiła się pierwsza notka! Dla zainteresowanych - nowy blog! A, no i oczywiście dalej możecie zadawać mi pytania na CFH. Zamulam, rozdział krótki, ale jest perspektywa Malika, równie pokręcona jak notka ode mnie. Chciałam dodać wam rozdział wczoraj, ale doszłam do wniosku, że jest już późno (czytaj: 23:42) i nikt nie przeczyta, a informacja na blogspocie o Dniu przepadnie. Domyślacie się kim jest tajemnicza kobieta? Na Crusherze rozdział pojawi się za niedługo, tyle ode mnie. Ach, no, naprawdę chciałabym, by chociaż parę osób zainteresowało się The Prophet. Ask
70 komentarzy = nowy rozdział 

czwartek, 20 lutego 2014

Dzień 38




Siedziałam na dużym fotelu, patrząc tępo w ciemną ścianę. Zaraz po równie efektownym urwaniu nagrania, Zayn wybiegł z domu, trzaskając drzwiami, budząc przy okazji małą, która miała naprawdę dziwny sen. Kłótnia nie zrobiła na niej większego wrażenia, ale to już tak.  Nie zastanawiałam się, po prostu wykonywałam dane ruchy. Moje ciało podejmowało samo decyzje, informując o tym mózg z dużym opóźnieniem. 

Cieszyłam się z chwili wolnej od wszystkiego. Mogłam usiąść na tym fotelu, obserwując barwę ściany przed moimi nieprzytomnymi oczami. Nie obchodziło mnie nic, nawet ja sama. Nie wiedziałam, gdzie podział się Davon, Zayn czy Andy. Nie chciałam teraz nikogo widzieć, pragnęłam po prostu zostać w tym pokoju do końca mojego marnego życia, by umrzeć tu śmiercią spokojną.

Dlaczego tak bardzo zależało mi na ojcu? Nienawidziłam go. Był chwilami tak narcystyczny, że bardziej się nie dało, a to, co robił mi i Davonowi, kiedy z nim mieszkaliśmy... do dzisiaj mu tego nie wybaczyłam. Więc dlaczego się o niego martwię? Nie, odpowiedzią nie jest żadna miłość czy inne cholerstwo. Byłam człowiekiem. Chociaż krótko, to doświadczyłam złości Megan i nie życzyłam tego nikomu. 

Dzieciństwo było dla mnie złym momentem i zawsze wypierałam je z pamięci, ale co mogłam zrobić teraz? Byłam słaba, cholernie słaba. Nie potrafiłam się pozbierać. Zawsze było jakieś wtrącenie, jakieś ale, co ze mną nie tak?

Czułam się tak, jak kiedyś. Jakbym znowu wpadała w depresję. Było dokładnie tak, jak za pierwszym i drugim razem. Niskie poczucie własnej wartości, okrutne wspomnienia z ojcem w roli głównej, ból skrzywdzonego dziecka... Dlaczego to wszystko spotkało mnie? 

Chciałam być normalna. Chciałam mieć normalnych rodziców, którzy okazywaliby sobie miłość na każdym kroku. Chciałam mieć normalnego chłopaka, który nie biłby mnie i tak bardzo nie przypominał ojca tyrana. Chciałam mieć normalnych przyjaciół, a nie takich, którzy znikali, ciągle i ciągle. Chciałam mieć rodzinę w wieku dwudziestu pięciu lat, najmniej. Chciałam skończyć studia. Chciałam sama decydować o swoim wyjściu z domu i przyjściu do niego. Chciałam mieć normalne problemy. Chciałam... tak mało. Po prostu poczuć się kochaną. 

Łzy płynęły ciurkiem po bladych policzkach, a ciche łkanie wypadło ze ściśniętego gardła. Tak bardzo chciałam, by ktoś przyszedł, przytulił mnie i po prostu pocieszył, ale z drugiej strony nienawidziłam, kiedy ktoś widział, jak płakałam. To była oznaka słabości, a tutaj nie mogłam być słaba. Nie teraz. Muszę pomóc jakoś mojemu ojcu, nieważne, co robił mi i Davonowi. Przecież też jest człowiekiem, tak myślę... 

- Shh, mały aniołek, nie powinien płakać. 

Cichy szept owiał mnie, a zimne ramiona otuliły talię. Wtuliłam się w nagą klatkę piersiową, odzianą jedynie w czarną kamizelkę, płacząc. Duża ręka głaskała moje czarne włosy, uspokajając szloch i łzy. Po dziesięciu minutach już nie płakałam, po prostu przytulałam się do bruneta, uspokajając swój oddech. 

Jestem taka słaba... 

Miałam wielkie plany na przyszłość. Studia, praca jako antropolog sądowy, zarabianie wystarczającej ilości pieniędzy, poznanie jakiegoś miłego chłopaka, ustatkowanie się z nim, dzieci i starość. Może jeszcze przy okazji zwiedzenie całej Ameryki Północnej. Tak właśnie wyglądały moje plany na przyszłość, szkoda, że się nie ziściły. 

- Dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane? - Zapytałam cicho. 

Westchnął cicho, z wahaniem opierając swój podbródek na mojej głowie. 

- Wszystko się ułoży, zobaczysz, aniołku. 

Przymknęłam oczy, nie zwracając dużej uwagi na słowa, które wypowiadał, a raczej na brzmienie głosu. Miał cholernie niski i seksowny głos, uwielbiałam takie. Zamrugałam parokrotnie, zatrzymując kolejne idiotyczne łzy. 

Z jednej strony czułam się podle. Przytulałam się do Andy`ego, szukając w jego zimnym uścisku pocieszenia, które powinien zapewnić mi Zayn. A on uciekł, zostawiając mnie z tym bałaganem. Dlaczego nie odczuwałam poczucia winy, nie tym razem. To przez niego byłam teraz w ramionach jego przyjaciela. To wszystko jego błąd, powinien zdawać sobie z tego sprawę. 

Nie jestem jego. Nie będę jego. Nie, dopóki nadal jego zachowanie względem mnie się nie zmieni. Jeśli jeszcze raz podniesie na mnie rękę - ucieknę, razem z Hanaą. Nieważne jak, nieważne gdzie, po prostu ucieknę, nie patrząc za siebie. Miałam pewność, że Davon mi pomoże i byłam mu za to wdzięczna. Dobrze jest mieć rodzeństwo, mimo wszystko. 

- Shae... Shae, spójrz na mnie.

Podniosłam niepewny wzrok na Andy`ego, który dokładnie wpatrywał się w moje szkliste tęczówki. Pewnie miałam czerwone oczy po płaczu, ale teraz mnie to nie obchodziło. Miał naprawdę ładne tęczówki. Zimne, jasne i niebieskie. Idealne. Uwielbiałam taki kolor, sama zawsze o takich marzyłam. Niestety, ten zaszczyt trafił się Andy`emu i Davonowi.

- Posłuchaj, nie... nie możesz tak bardzo polegać na Zaynie, rozumiesz?

Nie rozumiałam. Mimo to, kiwnęłam głową. Uśmiechnął się, jakoś tak smutno, po czym spojrzał - na ułamek sekundy - w stronę moich ust. Chciał mnie pocałować? Chciałam tego. Chciałam? Nie, nie chciałam. A może jednak...? 

Gwałtownie przyciągnął moją twarz do swojej, wyciskając na wargach pocałunek. Zmarszczyłam brwi, nawet nie panując nad swoimi ruchami. Rozchyliłam odrobinę wargi, wpuszczając go, a moje palce wplątały się w jego czarne włosy. Czułam się tak... inaczej. Całował mnie mocno, wręcz agresywnie, ale... nie sprawiał mi tego dziwnego bólu, jak Zayn. Spodobało mi się. Pociągnął zębami za moją dolną wargę, na co uśmiechnęłam się delikatnie. To była miła odmiana. 

 Ale skończyło się to tak szybko, jak zaczęło. 

Andy wstał gwałtownie, zaciskając mocno powieki i pięści, a zęby wydały głuchy dźwięk, kiedy jego szczęka poszła śladem tego nagłego rozproszenia. Ruszył szybko w stronę drzwi, a kiedy otworzył już je, spojrzał na mnie przez ramię. 

- Przepraszam - wyszeptał, po czym wyszedł. 

Siedziałam tak, jak mnie zostawił. Dotknęłam opuszkami palców swoje spierzchnięte wargi, wzdychając cicho. Co się przed chwilą wydarzyło? Pocałował mnie. Pocałował mnie, ryzykując utratą głowy u Zayna. Myślał, że mu o tym powiem? W ogóle, co go naszło?

Nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało, bo prawda była inna. Po prostu to było takie... nowe, ciekawe. Nie potrafiłam ubrać tego nawet słowa.

Ale teraz było zupełnie inaczej. Miałam Zayna, jakby na to nie patrzeć i małą. Nie mogłam bawić się w skrzywdzoną dziewczynkę. Niestety, byłam nią. Nadal czułam ból, desperację i to całe cholerstwo.

Czego tak właściwie dokonałam w swoim życiu? Moje plany nie były jakieś genialne, ale... to były moje marzenia. Z których zrezygnowałam na rzecz dużej dawki bólu. Gdzie tu sens? Nie ma go, po prostu nie ma.




Dlaczego to zrobił? Był tak cholernie głupi, Malik się na niego wścieknie, kiedy Shae mu o tym powie. Pewnie to zrobi, tak mu się wydawało. Czemu miałaby mu nie mówić? Dlaczego ją pocałował? Nie powinien, przecież nic do niej nie czuł... prawda? A może jednak? Może jego serce postanowiło w końcu się obudzić i namotać w jego życiu jeszcze bardziej?

Zawsze był przeciwnikiem miłości, od kiedy tylko pamiętał. Wiedział, że przynosiła jedynie cierpienie, a on już więcej nie chciał tego doświadczyć. Pocałowanie Shae było błędem, nawet, jeśli mu się podobało. Nie, chwila. Nie podobało mu się. Nie mogło. 

Nigdy tak bardzo nie obawiał się kłótni z Zaynem. Wiedział, że Mulat nie będzie miał żadnych zahamować względem jego, a tym bardziej Shae. Nie, nie bał się go, po prostu nie lubił się z nim kłócić. Byli kumplami, a Andy nie chciał tego zmieniać. 

Co powinien zrobić?

Odgarnął włosy, które wpadały mu do zimnych oczu, a dym papierosowy zakręcił się wokół niego, drażniąc przyjemnie nozdrza. Kątem oka zauważył Davona, który gdzieś się kierował, zapewne do Shae lub swojej siostrzenicy. Nieważne, nie obchodziło go to. Nie teraz. Miał większy problem na głowie. 

Nie chciał wchodzić z Zaynem na wojenną ścieżkę, dopiero co znowu się spotkali. Mieli się pokłócić przez dziewczynę? Mimo, że to nie była byle jaka dziewczyna. Co nie zmienia faktu, że woli przyjaźnić się z Malikiem, aniżeli z nim walczyć. 

- Andy?

Zdeptał czubkiem buta niedopałek, który rzucił na ziemię, słysząc cichy i niepewny głos. Westchnął cicho i przymknął na sekundę powieki, by nie powiedzieć czegoś głupiego. Nie teraz, po prostu teraz musiał być cicho. 

- Andy... 

Ręka brunetki wylądowała na jego ramieniu, na co odwrócił się gwałtownie, przygwożdżając ją do ściany. Wstrzymała wdech, kiedy poczuła zimno za swoimi plecami i ból, który spowodowały jeszcze świeże rany. Silne ręce Andy`ego ściskały jej nadgarstki. Chłopak opanował się i puścił Shae, widząc ból na jej twarzy, jednak nie odsunął się prawie w ogóle. Spojrzał na nią z góry, czekając, aż coś powie. 

- Ja... dlaczego? - Wyszeptała. 

Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc. 

- Dlaczego mnie pocałowałeś? Dlaczego potem uciekłeś? 

Dlaczego? Odpowiedzi były proste, a jednak skomplikowane. Dlaczego ją pocałował? Bo chciał tego, tak bardzo chciał. Dlaczego uciekł? Ona nie jest dla niego, nie jest jego. I raczej nigdy nie będzie, smutna i bolesna prawda. 

- Shae, daj spokój... - mruknął, wyciągając kolejnego papierosa. 

Westchnęła cicho i oparła nogę o ścianę. 

- Nic mu nie powiem, Andy.

Czyżby czytała w jego myślach? 

Nim się zorientował, Shae delikatnym ruchem odgarnęła włosy, które wpadały mu do oczu. Zmarszczył brwi, a ona uśmiechnęła się do niego nieśmiało. W pewnym momencie usłyszeli trzask drzwi, przez co Andy drgnął, cofnął się o pięć kroków i odwrócił tyłem do dziewczyny, wyciągając kolejnego papierosa. Zapalił go, jak gdyby nigdy nic, a Shae wymknęła się do kuchni, udając, że to tam cały czas była. 

Westchnął cicho, kiwając głową do Zayna, który znalazł się obok Shae. Andy obserwował ich. Brunetka ostrożnie wykonywała każdy ruch, unikając bliższego kontaktu z Mulatem, nie do końca wiedząc, w jakim jest humorze. 

Andy wyrzucił niedopałek na ziemię i ruszył w stronę wyjścia z posiadłości. Wsiadł szybko do swojego sportowego samochodu i ruszył, wściekle zaciskając ręce na kierownicy. Nie powinien tak reagować, przecież Shae i Zayn byli, mniej więcej, razem. Więc dlaczego tak bardzo się wściekł, kiedy Malik ją pocałował?

To wszystko nie miało tak być. 

- Jesteś idiotą, Andy - mruknął do siebie, przyspieszając.



Od autorki: WAŻNE! Bardzo grzebaliście się z komentarzami, więc nie dodawałam rozdziału, trudno, wasza sprawa. Podoba mi się ten Dzień, co mnie dziwi i to bardzo, bo nie ma w nim jakiejś wielkiej akcji ani nic. Jest nieco dłuższy niż poprzedni, przecież obiecałam. Ale przechodząc do sedna sprawy. Bardzo się zawiodłam. Nie na wszystkich, oczywiście. Tu nie chodzi o ilość komentarzy, raczej o ich zawartość. Ten rozdział dedykuję wszystkim hejterom Andy`ego, smażcie się w piekle. Serio, nazywacie jego pedałem? Bo co, bo był/jest emo? Taaaak, to takie dorosłe -,- Naprawdę, powinniście się za to wstydzić, bo ja właśnie to bym odczuwała na waszym miejscu. Wstyd. Zawiodłam się na was. Nie mówię tu o wszystkich, bo bardzo dobrze przyjęliście Andy`ego, to znaczy, większość z was i jestem za to wdzięczna. Biersack jest dla mnie cholernie ważną postacią, tyle. Mam nadzieję, że nie zobaczę więcej hejtów na niego, bo "wygląda jak pedał". Zdenerwowałam się, dziękuję -,- Dobra, pamiętacie pytanie pod ostatnią notką o te fakty? Cóż, postanowiłam zrobić osobnego bloga, z czasem pojawi się na nim więcej rzeczy. Jak na razie, możecie tam zadać pytania, na które chcielibyście poznać odpowiedź. Creature from hell. Przy następnym Dniu postaram się już umieścić informację o dodaniu odpowiedzi na CFH. Miałam wam chyba powiedzieć o czymś jeszcze, ale nie pamiętam. A nie, chwila, pamiętam. Jest was coraz więcej, wasza liczba rośnie, a z wami... limit! Dalej, hejtujcie! Cóż, do następnego. Ask
70 komentarzy = nowy rozdział 

niedziela, 16 lutego 2014

Dzień 37




- Z... Zayn - wyjęczałam, patrząc prosto w rozgniewane oczy Mulata. 
- Co ty tu, do cholery, robisz, Shae?! 

Skuliłam się pod jego mocnym głosem. Kurwa, co teraz? Nie chcę oberwać, nie znowu. To było złe, nie tylko dostawałam fizycznie, ale i psychicznie. Wspomnienia z dzieciństwa nie dawały mi w takich chwilach żyć, wręcz zjadały mnie żywcem, wypalając dziurę w sercu. Nie potrafiłam znosić takiego traktowania, już nie. Wzięłam głęboki wdech, gromadząc resztki swojej odwagi. Nie poddam się, nie teraz.

- Jeśli nie chciałeś, bym tu weszła, mogłeś zatrzasnąć kłódkę - warknęłam i minęłam go, wciskając do ręki ciężki metal. 

Stał, jakby wmurowany w ziemię, nie odzywając się. Wyszłam z pokoju ciężkim krokiem, kierując się w stronę kuchni. Otworzyłam gwałtownie lodówkę, czując głód. Dawno nie miałam jedzenia w ustach, dlatego teraz wykładałam na blat niezliczoną ilość różnych produktów. Zaczęłam robić sobie kanapki, kładąc je ostrożnie na talerz. Były przepełnione różnymi warzywami, serem, szynką i majonezem, co niezbyt dobrze współgrało z moim spóźnionym zapłonem, dlatego wolałam nie ryzykować i wzięłam naczynie, które ratowało mnie przed noszeniem tego w rękach. 

Usiadłam na krześle barowym, czy jak to się nazywało, zaczynając jeść. Burczenie w brzuchu ustało po pierwszym gryzie, z czego byłam zadowolona. Usłyszałam dźwięk rozsuwanych drzwi tarasowych, więc z ociąganiem spojrzałam w tamtą stronę. 

Andy. 

Pomiędzy jego wargami tlił się w połowie wypalony papieros, a biały dym kontrastował z jego czarnymi włosami. Zimne spojrzenie zmierzyło mnie z góry na dół, a ostra brew uniosła się na mój widok. Materiał, który wsadził do tylnej kieszeni spodni zaszeleścił za sprawą mocnego podmuchu wiatru, tak samo, jak jego włosy. 

Ruszył w moją stronę, siadając obok. Zapach jego perfum i papierosów zmieszał się, dając ciekawy efekt. Przełknęłam kolejny kęs, patrząc na niego. Obserwował każdy mój ruch, marszcząc odrobinę brwi. Czułam się niezręcznie pod jego czujnym spojrzeniem. 

- Co się stało, Shae? - Zapytał cicho.

Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. Skąd wiedział?

- Słyszałem krzyki Zayna - dodał. 

Wszystko jasne. Spuściłam wzrok, zawstydzona zachowaniem Malika. Nie powinien być tak głośno, mimo wszystko. Wzięłam głęboki wdech, kręcąc powoli głową na boki. Nie musiał wiedzieć, o co chodzi, chociaż wyjaśnienia należały mu się. Chłopak zmarszczył brwi, doskonale wiedząc, że odpowiedź była inna. Chwycił mój podbródek pomiędzy palce, ciągnąc go do góry. 

- Co się stało? - Powtórzył, na co westchnęłam cicho. 
- Nic wielkiego, po prostu znowu się pokłóciliśmy.

To do końca nie było kłamstwem, bo w końcu krzyczenie na siebie to kłótnia, nawet, jeśli trwa jakąś minutę, ale to już nie jest takie ważne. Spojrzałam na Andy`ego. Jego brwi powędrowały ku górze, a oczy błysnęły na swój sposób.

- Nic ci nie zrobił?

Zmarszczyłam brwi, kiedy wstał i podszedł do mnie, oglądając każdy skrawek odkrytej skóry. Twarz, ręce, nogi. Co on robił? Kiedy skończył lustrować każdy centymetr mojego ciała, w końcu puścił mnie, a na jego twarzy pojawiła się przez sekundę ulga. Co do cholery?

Znał wybuchy Zayna. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co Mulat mógł mi zrobić. Przerażało mnie to. Wiedział o nim więcej niż podejrzewałam - to dobrze, czy źle?

- Co tu się, kurwa, dzieje?!

Drgnęłam, odskakując od Andy`ego. Spojrzałam w stronę wejścia do kuchni.. W progu stał wściekły Zayn. Jego czarne tęczówki połyskiwały cholernie dużym gniewem, a pięści zwisały przy ciele, gotowe uderzyć. Andy zrobił dwa kroki naprzód, zasłaniając mnie częściowo swoim ciałem, a ja nie wiedziałam czy to dobry pomysł, czy nie.

- Uspokój się, stary, wszystko okej.
- Wszystko. Okej?! Dotykałeś Shae! Ona jest moja, rozumiesz?!

Nie jestem jego, jestem swoja. Należę do siebie, nie do Zayna. Co z nim nie tak? Cholera, czemu nagle tak wariuje? Czy nagle magicznym sposobem nie może ktoś tu przyjść i rozproszyć ten gniew Malika? Halo! Ktokolwiek? Nie? Proszę!

- Stary, nie dotykałem jej w taki sposób, jak ty, uspokój się.

Co? W ogóle... ugh.

- Odsuń. Się. Od. Niego. Shae.

Nie ruszyłam się ani o milimetr. Zayn zdenerwował się jeszcze bardziej i już chciał podejść, jednak coś przeszkodziło mu w tym. Namolne pukanie w szybę oderwało nas od tej małej bitwy, która się właśnie toczyła. Trzy pary oczu skierowały się w stronę wejścia tarasowego, gdzie stał Davon. Ocknęłam się jako pierwsza i dopadłam do klamki, wpuszczając go do środka. Wpadł do środka, dysząc, jakby przebiegł cały świat i jeszcze trochę. Wystawił rękę w moją stronę, w której trzymał... płytę. Zmarszczyłam brwi, po co mi to?

Zayn zareagował prawie natychmiast. Chwycił opakowanie z płytą, na której było napisane "Davon", po czym ruszył do salonu, a my za nim. Nikt z nas się nie odzywał, cała nasza trójka, poza moim bratem, byliśmy zaciekawieni zawartością płyty.

Płyta ruszyła w odtwarzaczu, a nam ukazała się twarz... ojca. Cała posiniaczona, w ranach, z podpuchniętym okiem. Siedział na krześle, przywiązany do niego, zupełnie tak, jak ja na początku tego całego porwania, które zorganizował Zayn.

- No kochanie, mów - usłyszałam.

Megan.

Megan Cholerna Tomaz.

Porwała go.

Porwała mojego ojca.

Mężczyzna zajęczał, kiedy bicz dotknął jego pleców. Przeszły mnie ciarki, kiedy przypomniałam sobie ten ból. Moje rany jeszcze nie zagoiły się do końca, ale było z nimi lepiej. Współczułam mu. Od tak dawna współczułam własnemu ojcu.

- To czas na kolejną grę, Zayn. To czas, byś wybrał, co jest dla ciebie ważne - Shae i jej rodzina czy ty - wyjęczał mój ojciec, a nagranie urwało się.

Moje oczy powiększyły się, a usta rozszerzyły w szoku.

To.

Był.

Cholerny.

Cios.

Poniżej.

Pasa.




Od autorki: Cholerstwo jest tak krótkie, że bardziej się nie dało, ale prosiliście, więc dodaję. Jutro szkoła, więc też mnie nie męczcie o tą długość, bo i tak to jest dużo. Ale teraz to, co mi chodzi cały czas po głowie. Na początek, patrzcie na ten zacny filmik! Uwielbiam to, jest takie... słodkie? :D Drugie - napisałam kolejnego imagina (chcecie drugą część tego?) Przez przeczytaniem, proszę zapoznać się z paringiem (czyli głównymi bohaterami) i ostrzeżeniem. Nie hejtujcie, bo ja ostrzegałam. Kolejne - po lewej jest ankieta i proszę o głosowanie, a anonimki niech piszą swoje zdanie w komentarzach, bo z tego, co wiem, nie mają dostępu do wyrażania swojego głosu, że tak się wyrażę. Wybaczcie za tak krótki rozdział, postaram się, by następny był dłuższy. Akcja trochę się rozkręca i wraca ojciec rodzeństwa Rosen. Powoli się wszystko wyjaśnia, tak jakby. Mam mega ważne pytanie - ostatnio wpadłam na pomysł #50FaktówOMnie albo więcej lub mniej. Ktoś za? Chcielibyście takie coś? I ostatnie - nadal możecie zadawać pytania bohaterom, w tym Andy`emu, na Asku (widzicie to tło? *-*)! A, no i chciałam podziękować za aż 100 obserwatorów! Dobranoc! 
60 komentarzy = nowy rozdział

piątek, 14 lutego 2014

Dzień 36




Stałam w kuchni, patrząc przez okno. Całą klatkę piersiową miałam owiniętą bandażem, a moje rany już tak bardzo nie bolały, dzięki czemu mogłam w miarę normalnie funkcjonować. Zayn władował mi na plecy milion maści i okładów, które pomagały. Upierał się, by wezwać lekarza, ale Andy przekonał go, by tego nie robił, tłumacząc to tym, że pojawiłyby się niewygodne pytania. Właśnie, Andy...

To naprawdę interesujący człowiek. Zaintrygował mnie, na swój sposób. Polubiłam go, wydawał się... ciekawy. W tym momencie stałam w kuchni, obserwując go przez przesuwane okno, samotnie stojącego na tarasie. Palił papierosa, a biały dym otaczał jego czarne włosy, co dawało ciekawy efekt. Westchnęłam cicho i ruszyłam powoli w jego stronę, nie trudząc się nawet zamknięciem okna, czy co to tam było. 

Stanęłam obok Andy`ego, obserwując ciemne niebo zakryte deszczowymi chmurami. Zaczynał się listopad, a z nim przybywały moje urodziny. Nigdy ich jakoś nie obchodziłam, raczej dostawałam jakiś drobny prezent od ojca i Davona, nic więcej. W końcu, co tu świętować? Jestem rok bliżej do śmierci, nic ciekawego. 

- Nad czym tak myślisz? - Zagadnął.

Jego zachrypnięty, męski głos zalał mnie, sprowadzając z powrotem na taras. Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami, myśląc nad odpowiedzią. Spojrzałam w nisko uwieszone chmury, wzdychając cicho, co było już moim dziwacznym nawykiem. 

- Nad listopadem, moimi urodzinami... - zaczęłam wyliczać.

Spojrzał na mnie, unosząc brew do góry, z papierosem między wargami. Obserwowałam biały dym, który teraz otaczał także mnie, nie będąc w stanie przewidzieć jego odpowiedzi. Jednak ta była prostsza niż myślałam.

- Kiedy są dokładnie? - Zapytał.
- 20 listopada - mruknęłam.

Nie obchodziła mnie jego ciekawość. Ludzie często pytają o takie rzeczy, więc po co mam się tym interesować? Wciągnęłam mocno powietrze, napotykając na swojej drodze dym papierosowy. Starałam się odgonić trującą substancję, jednak mój organizm nadal doskonale pamiętał każdy szczegół i wręcz prosił o kolejną dawkę. Mimo to, nie mogłam. Już udało mi się rzucić palenie i nie mam zamiaru znowu tego przechodzić. 

- Chcesz jednego?

Spojrzałam na wyciągniętą dłoń Andy`ego, w której trzymał papierosa. Zmarszczyłam brwi i z bólem serca zaprzeczyłam ruchem głowy. Uśmiechnął się łobuzersko, unosząc do góry brew. 

- Na pewno? - Dopytywał dalej. 
- Nawet nie próbuj, Shae.

Ciche warknięcie sprawiło, że przewróciłam oczami, doskonale znając ten ton. Zayn podszedł do mnie, oplatając władczo ramionami drobne biodra, stojąc przodem do profilu mojej twarzy, przez co stykałam się z nim kością biodrową w... no cóż, niezbyt komfortowym miejscu. Mimo wszystko, obdarzyłam Andy`ego delikatnym uśmiechem, starając się, by nie wyglądało to tak, jakbym nie paliła przez zakaz Zayna. 

- Na pewno, dziękuję. 

Kiwnął głową, zaciągając się dymem papierosowym, po czym ruszył w stronę domu, wchodząc do kuchni. Zayn położył swój podbródek na moim ramieniu, zaciągając się zapachem skóry. Przejechał nosem po zimnej szyi, budząc do życia dreszcze. Tak dawno mnie nie dotykał... 

- Pachniesz fajkami.

Zaśmiałam się cicho, słysząc jego zarzut. 

- Lubię ten zapach - mruknęłam. 

Przyciągnął mnie do siebie mocniej, uważając na poranione plecy, cały czas obserwując profil mojej twarzy. Czarne kolczyki zakołysały się, łaskocząc jego policzek. Poczułam, jak uśmiechnął się, drapiąc odkryte ramię zarostem. Szare rękawy swetra otulały szczelnie moje zaciśnięte pięści, a paznokcie wbijały się w skórę, by poczuć odrobinę więcej ciepła. Teraz jednak, ogrzewało mnie ciało Zayna, co było mi na rękę. Przylgnęłam do niego, a brunet odgarnął kosmyki włosów, które drażniły go. Wydawało mi się, że on miał tak samo dobry humor jak ja. To było dziwne, widzieć go takiego. Uśmiechniętego, ale nadal dominującego. Tak, mogłabym się przyzwyczaić... 

- Bardzo cię bolą? - Zapytał, a ja spojrzałam na niego pytająco. - Plecy - dodał. 

Pokiwałam przecząco głową, doskonale wiedząc, że nie powinnam dokładnie opisywać bólu. Nie było tak źle, ale mogło być lepiej. Obdarzył mnie zmartwionym spojrzeniem, jednak zignorowałam je i udałam, że nie widziałam. Nie chciałam psuć tego nastroju, nie miałam serca, by to zrobić. Chciałam takiego Zayna mieć jak najdłużej. 

Przymknęłam oczy, przez co zalały mnie wspomnienia z wczoraj. Ucieszyłam się, kiedy zobaczyłam Mulata, poczułam takie cholernie duże szczęście... Wiedziałam, że ta męka u Megan się skończy, przynajmniej na moment. Przeczuwałam, że jeszcze nieraz ją spotkam, jednak wolałam jej na razie nie wspominać. 

Chwila... co z moim ojcem? Cholera, przecież... cholera. Znaleźli go? A co, jeśli jest u Megan, to znaczy... co, jeśli to ona go porwała? A może to jednak Zayn? Dlaczego muszę mieć takiego pecha? Jak nie ze mną, to z moimi bliskimi się coś dzieje, to denerwujące i wyczerpujące. 

- Co z moim ojcem, Zayn? - Zapytałam.
- Shh... 

Westchnęłam cicho, nie chcąc go denerwować. Obserwowałam po prostu ciemne chmury, aż w końcu poczułam pierwsze krople na swoim nosie. Zaczynało padać. 




Obserwowałam deszcz za oknem, próbując uspokoić małą. Stęskniłam się za nią, a ona chyba za mną. Kiedy tylko ją zostawiałam - zaczynała płakać. Zupełnie tak, jakby wiedziała, co się stało. Jakby chciała mnie pilnować, co w sumie było mało prawdopodobne. To po prostu moja wybujała wyobraźnia, lubi mnie drażnić. Westchnęłam cicho i wstałam z Hanaą na rękach, zostawiając zagrzany parapet za sobą. Przez cały dzień Zayn nie odstępował mnie na krok, ale teraz musiał pogadać na osobności z Andy`m, co było mi na rękę. Miałam dosyć tych wszystkich "nie rób, zostaw, nie dotykaj", skierowane w moją stronę. Serio, zupełnie, jakbym była z porcelany. 

Ten dom nadal był dla mnie zagadką. Nie przemierzyłam go całego, by znać mniej więcej, co trzymam pod "swoim" dachem. W końcu doszłam do końca korytarza na drugim piętrze. Kłódka wisiała swobodnie, wręcz wołając, bym weszła do zakazanego pokoju. Zbiegłam szybko i umieściłam śpiącą córkę w kojcu, mając jakieś pół godziny wolności. Szybko wróciłam pod tajemnicze pomieszczenie, powoli do niego wchodząc. Ręką natrafiłam na włącznik, który uruchomił światło. Rozejrzałam się wokoło z ciążącą kłódką w dłoni. 

Obrazy. Wszędzie obrazy. 

Ruszyłam wgłąb pokoju, oglądając je wszystkie po kolei. Były małe i duże. Szerokie i wąskie. Tematy zostały przemyślane, a każdy malunek przedstawiał coś innego. 

Puszka po coli z jakimś napisem.

Talerz z czymś, czego określić nie potrafiłam. 

Tygrys. 

Lew.

Kot. 

Pies. 

Malutka Hanaa. 

Płacząca ja.

Chwila, wróć. Płacząca ja?

Przystanęłam przy dużym obrazie, obserwując każdy jego szczegół. Na tle były duże chmury, a na niebie rozpościerały się jasne błyskawice. Drobna brunetka stała w dużym swetrze, który dzisiaj miałam na sobie i rurkach z dziurami na kolanach. Wiatr szarpał jej krótkimi czarnymi włosami i dużymi ubraniami. Po jej policzkach toczyły się duże łzy, zostawiając za sobą smugi z makijażu. 

Zdziwiło mnie to, ale inny obraz... Jeszcze bardziej. 

Tym razem była (w sumie znowu) dziewczyna, stała tyłem. Krótkie czarne włosy zgarnęła na ramiona, w zupełności odsłaniając plecy. Plecy z tatuażem, łudząco przypominający mój i... czymś jeszcze. Ranami. Świeżymi ranami po biczu. Krew otaczała nieprzyjemnie wyglądające miejsca, a niekiedy płynęła w dół, zostawiając za sobą czerwone ścieżki. Czarny blask otaczał jej ciało, podkreślając smutek i ból, który odczuwała. 

Jeszcze inny, następny... cóż. Tym razem była szczęśliwa, z dzieckiem w ramionach i... Zayn. Chłopak, który łudząco go przypominał, stał za dziewczyną, obejmując ją w pasie, a jego palec trzymała mała istotka w ramionach brunetki. Oboje uśmiechnięci, radośni, otoczeni żywymi kolorami łąki z długą trawą. 

Co to wszystko miało znaczyć?

- Shae?!

Cholera. Kłopoty. 




Od autorki: Zmiany, zmiany, zmiany. Na początek post - rezygnuję z tych cholernie krzywych akapitów, wkurzają mnie. Wykasuje je też z innych rozdziałów. Po drugie - szablon! *-* Jest zacny, prawda? Podoba wam się? Mi osobiście nawet bardzo, Domix się postarała *le wyrazy uznania* :D Po trzecie - bohaterowie. Obejrzyjcie ich, pozmieniało się tam :D A teraz na temat rozdziału - krótki i nijaki. Prosiliście o coś w stylu walentynkowym, ale nie potrafię pisać romansów i mi to nie wychodzi, dlatego macie takie coś. Starałam się, ale nie wyszło, wybaczcie. To takie masło maślane. No nic, trudno. W ogóle, jak wasze walentynki? Udały się? Z kim je spędziliście? Jestem z siebie dumna, bo z tych wszystkich sprawdzianów podostawałam czwórki, jedynie z geografii trzy plus, ale to i tak dobrze. Nie wiem, co z fizyką, bo babka grzebie się z ocenami, ugh. Komentować, ludzie! Ask. Przypominam o możliwości zadawaniu pytań także Andy`emu na Asku!
60 komentarzy = nowy rozdział 

środa, 12 lutego 2014

Dzień 35


*Uwaga, muzyka jest trochę... mocniejsza w pewnych momentach, ale nie jest tak źle :D


Skulona leżałam na ziemi, niedaleko zamkniętych drzwi, płacząc z bólu. Moje plecy piekły żywym ogniem rozpaczy zmieszanej z krwią cieknącą po delikatnej skórze. Dostałam baty, dosłownie. Przyszedł tu jakiś osiłek w towarzystwie Megan, przywiązał mnie twarzą do ściany, rozerwał bluzkę na plecach i... i użył bicza, a ona po prostu śmiała się, kiedy ja płakałam. Teraz słyszałam tylko jej krzyki na Harry`ego. Powinnam mu współczuć, chociaż trochę? Cóż, nie współczuję. Nie mam serca? Cóż, to pewnie ten cholerny bicz mi je wyszarpał. 

Nie potrafiłam się ruszać, więc leżałam na tej ziemi, cała obolała, rozmyślając nad tym, co by było, gdybym posłuchała się Zayna i nigdy nie wychodziła z tej cholernej willi. Teraz by nie bolało, prawda? Cóż, pewnie i tak bym go nie posłuchała, gdybym dostała drugą szansę, bo nie potrafiłam odpuścić, zawsze stawiałam na swoim. To moje przekleństwo. 

- Po cholerę dałeś jej ten telefon, Harry?! 

Krzyk Megan stał się głośniejszy, a ja drgnęłam, sprawiając sobie tym ból. Znalazła telefon, nawet nie wiem, jak, ale to pewnie przez to teraz mam te cholerne znaki na plecach. Miałam przynajmniej nadzieję, że nie pojawią się blizny. Westchnęłam cicho, słysząc równie głośną odpowiedź Harry`ego:

- Wypadł mi, do kurwy! Rozumiesz?! Wypadła!

Nie powinna mnie dziwić jego odpowiedź, ale jednak. Nie miałam pojęcia, co działo się dalej, powoli mdlałam. Towarzyszyły mi w tym krzyki Megan, które powinny mnie wybudzić, ale nic takiego się nie stało. 

Nienawidzę mdleć. 




Zayn kręcił się po pokoju, robiąc kółka. Davon obserwował go, marszcząc brwi. Pewnie nie rozumiał wahania Mulata. Dlaczego nie pobiegł, by uratować Shae? To proste. Rosen poinformował go o możliwości zasadzki, więc chciał być po prostu ostrożny, to wszystko. Nie ufał Stylesowi i nie miał zamiaru, szczególnie teraz. Wolał nie ryzykować życia Shae, by dowiedzieć się czy może szatynowi zaufać. 

Opadł na fotel, szperając po szufladach. Szukał swojego telefonu, który tu wcześniej wrzucił. Nagle zastygł, patrząc uważnie na Davona z jedną myślą w głowie. 

- Dlaczego zadzwoniła do ciebie, a nie do mnie? - Zapytał cicho. 

Zbyt cicho.

Davon zastygł, zastanawiając się nad odpowiedzią. Przetarł ręką swój kark, po czym odgarnął czarne włosy. Westchnął cicho, bo skąd miał znać na to pytanie odpowiedź?

- Pewnie nie podałeś jej swojego numeru albo nie zna go na pamięć. 

To było sensowne. Nigdy nie dał jej swojego numeru telefonu, uważając, że bez tego się obejdzie. Przecież była przy nim prawie cały czas, a jeśli wychodziła na spotkanie z bratem to towarzyszyli jej Steve i Mike. Zayn westchnął, karcąc się za tę zniewagę telefonów komórkowych. Nawet za takie coś musiał ponosić karę? 

- Zayn, musimy... - zaczął Davon, ale Malik przerwał mu. 
- Wiem - warknął i wstał. - Trzeba się przygotować. 

Szybko wygonił starszego bruneta z pokoju, by wykonać jeden, bardzo ważny, telefon. Wystukał na ekranie ciąg cyferek, który znał na pamięć i przyłożył urządzenie do ucha, przeczesując nerwowo włosy. Słyszał charakterystyczny dźwięk wybierania, co zawsze go denerwowało, a teraz to uczucie było tylko potęgowane. Nosiło go po pokoju, dopóki nie rozbrzmiał męski zachrypnięty głos po drugiej stronie słuchawki. 

- Halo?

Uśmiechnął się łobuzersko, patrząc na zegarek. Dochodziła ósma rano, co znaczyło, że obudził rozmówcę. W pewien sposób satysfakcjonowało go to na dziwny sposób, chociaż raczej bawiło. To takie jego nienormalne, własne dziwactwo.

- Potrzebuję twojej pomocy - mruknął Zayn.

Doskonale wiedział, że nie odmówi.
Kimże by był, gdyby to zrobił?
No cóż, na pewno nie sobą, uwielbiał ryzyko.




Zayn stukał palcami o czarną kierownicę swojego Mustanga, starając się nie denerwować. Davon wypytywał go o to, co robią na King Street, aczkolwiek Mulat nie reagował na to, modląc się o to, by jego zaufany pomocnik szybko do nich dołączył. Spojrzał w lusterko, obserwując napięte rysy twarzy Liama i zmarszczone brwi Davona. Nie chciał zabierać tego ostatniego, ale uparł się, tłumacząc to troską o jedyną siostrę. Zayn spojrzał w lewo, przez przyciemnianą szybę, a jego twarz ozdobiła ulga, kiedy zauważył wysokiego bruneta. Szybko wszedł do samochodu, kiwając głową do osób z tyłu i do samego Malika. Obdarowali się łobuzerskimi uśmiechami, kiedy Mulat skanował nowo przybyłego wzrokiem. 

Strasznie się zmienił przez ten rok. Jego czarne włosy, w stylu emo, nagle zniknęły, właściwie tylko z jednej strony zostały wygolone, a z drugiej przycięte. Niesamowicie jasne niebieskie oczy błyszczały swoimi łobuzerskimi ognikami, a jasna skóra sprawiała, że czarne ubranie dziwnie dobrze pasowało do niego. Typowy makijaż dla niego nadal był na swoim miejscu, podkreślając intensywność jego tęczówek, które tak bardzo wszystkie kobiety uwielbiały. 

Historia ich poznania była dziwna i nie do końca jasna. Oczywiście, trafili na siebie w więzieniu, a właściwie przed nim, podczas selekcji więźniów. Zayn na początku nie patrzył na niego zbyt sceptycznie, w końcu emo zawsze nazywani byli gejami i pedałami. Mimo to, nie wyzywał go, ale też nie zamienił z nim słowa. Po prostu unikał chłopaka, do pewnego czasu. 

Czas obiadu, wszyscy siedzieli w największym pomieszczeniu więziennym, jadalni. Otoczeni znudzonymi strażnikami i obrzydliwym zapachem spalonej marchewki z groszkiem. Zayn zajmował swoje miejsce, gdzieś w środku, pomiędzy ludźmi, których nazywał swoimi dawnymi pomocnikami. 

Po raz kolejny ktoś wyzwał tamtego chłopaka od pedała, ale to już był ostatni raz. Bójka, nóż w gardle dwa razy większego kolesia od tego chuderlawego przestępcy, nieżywy, zabity przez niego. Wtedy po raz pierwszy Zayn pomyślał, że to może być dobry kumpel na te dwa lata. 

Potem, standardowo, pomógł mu, kiedy kumple zabitego przyszli się zemścić. Może i to mało prawdopodobne, ale pokonali kolesi bez szyj, a od tamtego czasu trzymali się razem. Po wyjściu z więzienia, kumpel Zayna pojechał na jakiś czas do rodziny, ale teraz wrócił i mógł mu pomóc. W końcu. 

Malik spojrzał na swojego przyjaciela, myśląc, jak mu to wszystko wytłumaczyć. Bądź co bądź, ale nie wiedział nic o Shae, a tym bardziej o jej porwaniu, dlatego teraz musiał nadrobić to w ciągu tego krótkiego czasu jazdy czarnym Mustangiem. 

- Chłopcy ode mnie siedzą w innych samochodach, pojadą za nami. 

Zachrypnięty głos przyjaciela z więzienia rozniósł się po wnętrzu auta, przypominając Zaynowi o wsparciu, o które go poprosił. Oczywiście, wziął też ludzi od siebie, ale nie mógł ryzykować nie wiadomo jak wielką ich liczbą. Trzy czwarte z nich zostało w willi, dosłownie, siedząc wokół jego małej córki, obserwując każdy ruch Doniyi, która zgodziła się nią zaopiekować, nie pytając o nic. Czasami dobrze jest mieć rodzinę...

- Dalej, Malik, opowiesz mi wszystko po drodze. 

Zayn ruszył posłusznie, opowiadając swoją historię brunetowi. 




Wparowali do środka. Bez konkretnego planu, bez zorganizowania, bez niczego. Uzbrojeni w rozmaite rodzaje broni, ubrani cali na czarno, szukając wzrokiem wrogów. Od wejścia zaatakowało ich trzech mężczyzn, chociaż bardziej przypominali bokserów wagi ciężkiej. Zayn, wraz z Liamem i swoim kumpel, a także paroma innymi pomocnikami ruszył dalej, zostawiając czterech swoich na przeciw przeciwnikom. Davon został w samochodzie, jako kierowca, a Malik miał nadzieję, że nie wparuje tu nagle, nie mówiąc, heroicznie, by ratować swoją siostrę. 

- Zayn! Zayn, kurwa, Zayn!

Malik odwrócił się szybko, celując bronią w osobę, która go wołała. Harry Styles uniósł ręce do góry, pokazując, że się poddaje, jednak Mulat nie spuścił pistoletu, nadal celując nim w sylwetkę chłopaka, gotów w każdej chwili zareagować. Harry podszedł powoli, cały czas trzymając ręce w górze. 

- Zaprowadzę was do Shae, okej? Pomogę wam. 
- Dlaczego? - Warknął Zayn. 

Harry spojrzał na niego smutnym wzrokiem.

- To... to moja siostra, ona... cierpi. 

Nie do końca wiedział, czemu mu zaufał, ale machnął ręką, by ten prowadził. Powoli opuścił ręce i ruszył jasnym korytarzem. W końcu doszli do grubych metalowych drzwi, które Harry otworzył kluczem, wiszącym na jego szyi. Liam pociągnął szatyna w swoją stronę, przystawiając broń do skroni chłopaka, a Zayn, wraz ze swoim przyjacielem, weszli do pomieszczenia. Mulat od razu doskoczył do leżącej Shae, głaszcząc jej policzek. Otworzyła swoje ciężkie powieki i uśmiechnęła się na jego widok. 

- Za niedługo już się to skończy, obiecuję - szepnął w jej stronę. 

Zaczął ją podnosić, ale syknęła głośno. Spojrzał na jej plecy całe w krwi. Na twarzy Zayna powstał grymas złości, a nienawistny wzrok skierował w stronę Harry`ego. 

- Nie mogłem jej powstrzymać - wychrypiał tylko. 

Zabiję ją, kurwa - warknął w myślach. 

Tym razem objął ją w miejscach, które tak bardzo nie bolały i podniósł, wychodząc szybko z pokoju. Przed nim szedł jego chuderlawy przyjaciel, a tuż za Malikiem Liam z Harry`m, któremu nadal przykładał broń, tym razem do żeber. 

- Ciebie tutaj najmniej się spodziewałam, drogi Zaynie. 

Stanął gwałtownie, słysząc tak bardzo znienawidzony głos. Megan. Stała za nimi, jakieś pięć metrów dalej, z głupim uśmiechem na twarzy. Odwrócił się do niej przodem, uważając na Shae, która wtulała się w jego ciało, nie do końca kontaktując i cały czas mdlejąc. Musiał wezwać do niej jakiegoś lekarza i to szybko. 

- Idźcie, poradzę sobie z nią - szepnął Harry. 

Zayn nie czekał ani chwili dłużej. Kiwnął głową do Liama, który schował broń i ruszyli biegiem w stronę wyjścia, ignorując krzyk Megan "tchórz z ciebie, Malik!" i ten Harry`ego, który ją zatrzymywał. 

Zebrali swoich pomocników, przynajmniej tych żywych i pobiegli do trzech samochodów. Zayn usiadł tym razem z tyłu, w towarzystwie przyjaciela z więzienia, a Liam z przodu, obok Davona siedzącego za kierownicą. 

- Jedź! - Wydarł się Liam, a Rosen posłusznie ruszył. 

Malik trzymał mocno Shae za biodro, przez co jej plecy były odwrócone w stronę Davona i Liama, jednak jej brat tego nie zauważył, większą uwagę zwracając na ulicę. Jechali przez długi czas. Może dwie minuty, może godzinę, może pięć godzin. Zayn nie zwracał na nic uwagi, całą skupił na Shae. 

Po pewnym czasie chłopak obok niego dźgnął go w ramię, a on dopiero wtedy zorientował się, że stoją pod willą. Wysiadł szybko, uważając na brunetkę w jego ramionach, po czym wręcz pobiegł do środka. Położył ją na kanapie, plecami do góry i wysłał Liama po apteczkę. Czekały go długie godziny siedzenia przy Shae.




Grzebał w lodówce, szukając czegoś, na co miałby ochotę. Chwycił w końcu coś, co okazało się słoikiem dżemu. Westchnął cicho, wiedząc, że za niedługo musi kogoś wysłać na zakupy. Ale nie teraz, teraz po prostu musiał czuwać przy Shae. Ruszył w stronę salonu, ale zatrzymał się w progu, patrząc uważnie na przyjaciela, który uśmiechał się delikatnie do brunetki. Rozmawiał z nią, więc Zayn zaczął słuchać. Chłopak zauważył go i mrugnął do niego okiem, od razu wracając swoimi tajemniczo lodowatymi tęczówkami do panny Rosen.

- Jak ci na imię? - Wychrypiała cicho.

Uśmiechnął się zadziornie do niej, odgarniając kosmyki włosów, które zasłoniły mu widoczność. Zayn nie był zazdrosny, nie o niego, dlatego nie zareagował na ich rozmowę i po prostu słuchał. 

- Andy. Andy Biersack. 




Od autorki: Jestem dziwna, nie mogłam się powstrzymać przed dodaniem Andy`ego. W sumie, jego postać będzie ważna (mam nadzieję), także... to nie była jakaś duża siła wyższa, przyda się, a to, że ma taką pocieszną dla mnie buźkę, to już inna sprawa xD Chcecie poznać wygląd Andy`ego? Kliku, kliku i po krzyku :) Myślę nad opracowaniem bohaterów, to znaczy, opisanie ich jakoś bardziej czy coś... Nie jestem pewna, podobałoby wam się takie tralalala? :D Ten rozdział coś mi długi wyszedł, chyba was rozpieszczam (hahaha, co). Thorny jest załamana ilością sprawdzianów, w piątek mam aż dwa, jutro zresztą też. Masakra, nie zdam xD A jak tam u was? Ktoś coś, macie jeszcze ferie? Za dwa dni walentynki, uuu, kto z kim je spędza? Pani z numerem pięć pójdzie na randkę z kaloryferem? Pan z numerem osiem z muzyką? Zapowiada się ciekawie? :D Ja na szczęście mam chłopaka i mój kochany blog :) Ask. Memorable. Zamawiać u mnie recenzje! Road of no return

60 komentarzy = nowy rozdział