sobota, 30 listopada 2013

Dzień 5




Wpatrywałam się w siniaki na swoim biodrze. Odciśnięte palce Malika. Przyłożyłam tam swoją dłoń, która w połowie była taka, jak jego. Cholera, ma ogromną rękę. Ale nie to mnie teraz martwiło. Byłam cała obolała i posiniaczona. Krocze piekło niemiłosiernie, a siniaki sprawiały, że już dawno oszalałam z bólu. Ale najbardziej przerażało mnie moje biodro. Wiecie, do odcisku jego ręki dołączono zadrapania, które wcześniej krwawiły. Teraz ciecz była zaschnięta i nie było jej dużo. Pojedyncze krople. Jednak, mimo wszystko, trochę mnie to przerażało. Z drugiej strony - jeszcze bardziej źle już być nie może. Gorsza (albo lepsza?) będzie śmierć. Chociaż podejrzewam, że najgorsze już zrobił. Wczoraj.

Zayn zniknął. Od razu po, wyszedł z pokoju, zostawiając mnie we łzach, do teraz się nie pokazując. Nie słyszałam też, by spacerował korytarzem, więc postanowiłam z tego skorzystać. Narzuciłam na siebie wczorajszą bluzkę i dresowe spodnie, które znalazłam w szafie, po czym wymknęłam się z pokoju, zbiegając na dół. Byłam cholernie głodna.

Westchnęłam z ulgą, kiedy weszłam do pustej kuchni. Na razie go nie spotkałam i mam nadzieję, że tak pozostanie. Nadzieja matką głupich, nie?

Zaczęłam wpakowywać sobie do buzi prawie pół kanapki, ledwo ją gryząc. W dłonie chwyciłam jeszcze trzy kolejne i ruszyłam w stronę pokoju. Podgryzałam swoje śniadanie, patrząc na ziemię. Nagle drgnęłam, przestraszona, zauważając kolejne, o wiele większe, stopy. Podniosłam powoli głowę, zadzierając ją do góry, by spojrzeć w tak znienawidzone kawowe tęczówki. Widziałam rozbawienie na jego twarzy, kiedy wyciągnęłam pół kanapki z ust, przy okazji przełykając to, co zostało w gardle.

- Gdzie się tak śpieszył?

Jego oczy połyskiwały niebezpiecznie, jakby w każdej chwili był gotowy, by rzucić się na mnie i, po raz kolejny, pozbawić mnie wszystkich ubrać, a następnie dostarczyć mnóstwo bólu. Fizycznego i psychicznego.

Przełknęłam gulę w swoim przełyku, która uformowała się od razu na widok jego stóp. Cholera, z dnia na dzień coraz bardziej się go bałam. Tak nie powinno być. Ja się nikogo nie boję. Nigdy nie płaczę. Nigdy nie gdybam. Nigdy nie jestem onieśmielona.

- Zostaw mnie - szepnęłam, nagle odzyskując głos.

Kolejny śmiech ze strony Mulata. Co z nim jest nie tak? Miałam go już dość, po cholerny czubek głowy. Cały czas potrafił tylko się śmiać lub mnie krzywdzić? Wzięłam głęboki, oczyszczający wdech, próbując go minąć. Szybko chwycił mnie za nadgarstek, czemu towarzyszyło moje syknięcie.

- Nie. Dotykaj. Mnie - wycharczałam.

Nie puścił. Trzymał mnie dalej, patrząc prosto w oczy. A potem na usta. Cholera, nie! Nie znowu! Chcę chociaż raz zjeść, cokolwiek, bez jego pieprzonych gwałtów, siniaków, rozpalonych dziur po fajkach, rozcięć i, Stwórca wie jeden co jeszcze. Wiem, że się powtarzam, ale, jeśli jakimś cudem wyjdę stąd cało, to mój ojciec będzie, kurwa, rzygał tą policją. Albo mną, zależy, jak bardzo będę chciała się na nim odegrać. Chociaż wątpiłam co dla niego jest ważniejsze - ja czy praca. Trudny wybór, ja na jego miejscu chyba wybrałabym pracę. Nigdy nie byłam dla niego dobra, obwiniałam go o każdą drobnostkę. Byłam wrednym, pieprzonym bachorem, który tylko uprzykrzał mu życie. Pewnie teraz cieszy się, że ma mnie z głowy.

- Cholera, Shae, co z tobą?!

Krzyk wyrwał mnie z rozmyśleń na temat ojca. Zmarszczyłam brwi w pytającym geście, patrząc w kawowe tęczówki.

- O co ci chodzi? - Zapytałam, przeczesując włosy.

W jego ustach znalazła się fajka. Chyba musiał ją zapalić, kiedy zamyśliłam się, dlatego nie zauważyłam. Teraz wyciągnął ją z ust, a ja przygotowałam się na oparzenie. Jednak nie zrobił tego. Po prostu włożył papieros za ucho, uważając na włosy. Uniosłam brwi, starając się nie myśleć o bólu nadgarstka.

- No o to, kurwa, że wiele dziewczyn marzy o spędzeniu ze mną choć paru chwil w łóżku!

Wyszarpnęłam rękę z jego uścisku. Myślę, że udało mi się to przez wielki gniew, który nagle poczułam i jego roztargnienie. Szybko się rozpraszał. Przymrużyłam oczy, czując zdenerwowanie.

- Marzą? To je sobie, kurwa, gwałć, nie mnie! - Krzyknęłam, biegnąc na górę.

Byłam dumna z tego, że po raz pierwszy wywołałam na jego twarzy zdziwienie.




Przestraszyłam się, kiedy Malik wparował do mojego tymczasowego pokoju, patrząc na mnie gniewnie. Minęło dwadzieścia minut od naszej rozmowy. Przypuszczam, że tak późno zareagował przez telefon, który zadzwonił od razu, gdy wbiegłam na szczyt schodów. Siedziałam na łóżku, a Zayn szarpnął mnie, bym wstała. Jęknęłam z bólu, wiedząc, że nabawię się kolejnego siniaka. Myślałam, że może znowu mu się... zachciało, ale wyciągnął mnie z pokoju i zszedł ze schodów na parter. Rzucił mi kurtkę, którą założyłam. Była o wiele za duża, pewnie należała do niego. 

- Wychodź - warknął. 

Zmarszczyłam brwi, jednak wyszłam przez drzwi, które otworzył. Przekroczył próg tuż za mną i przekręcił parę razy kluczem. Potem pociągnął mnie w stronę samochodu, każąc wsiąść. Byłam posłuszna, nie chciałam, by mi coś zrobił. Już wystarczająco mnie zniszczył. Ruszyliśmy z piskiem opon. Spoglądałam przez okno, co jakiś czas widząc domy. 

- Zapnij pas - warknął ponownie, nie patrząc na mnie. 

Westchnęłam cicho, ale zrobiłam to. Czarny mocny materiał otaczał mnie, gwarantując choć trochę bezpieczeństwa. Spojrzałam na profil twarzy chłopaka. Na jego prosty nos, długie rzęsy, pełne usta, ciemną cerę. Cholera, Shae, przestań. Odwróciłam szybko wzrok i wzięłam mocny wdech. Bolało mnie przez niego żebro, po jego wczorajszym "wyczynie". Raczej go nie złapał, prawda? Chociaż... kto go tam wie, może dla niego moje kości są aż tak kruche, że z łatwością potrafi je uszkodzić? Głupia myśl, Shae. 

Po godzinie jazdy zajechaliśmy pod duży dom. Wtapiał się w otaczające je drzewa, swoimi brązowymi ścianami i zielonym dachem. Proste, ale skuteczne. Niestety dla mnie. Chłopak wysiadł z samochodu i otworzył drzwi z mojej strony. Przełknęłam głośno ślinę i wysiadłam powoli. Zatrzasnął drzwi i pociągnął mnie do środka. Stanęliśmy przed wycieraczką, spod której wyciągnął klucz. Zmarszczyłam brwi, ale nic nie powiedziałam. Zayn warknął gardłowo, siłując się z małym metalem. W końcu drzwi odpuściły i otworzyły się. Znowu zostałam pociągnięta, ale ruszyłam dopiero po chwili, stawiając swój opór. Wygrał, znowu. Wprowadził mnie do jakiegoś pomieszczenia, to chyba moja nowa... sypialnia. Była dość nietypowa. Beżowe ściany, brązowe panele, jasne łóżko z baldachimem, lampy na ścianach zamiast suficie, krzesło z poduszkami, ozdobna szafa... Cholera, czuję się, jak w jakimś dziewiętnastym wieku. Odwróciłam się do Malika, który uśmiechnął się krzywo. O co mu znowu chodzi? 

Podszedł powoli, nie spiesząc się. Zaczęłam się wycofywać, po niedługim czasie natrafiając na ścianę. Cholera. Chłopak przycisnął mnie do niej, zamykając moje nadgarstki w swojej dłoni. Zaczął mnie całować. Starałam się to przerwać, ale jak? Jestem słaba. Pociągnął za moją koszulkę, zdejmując ją ze mnie. Potem, z niemałym trudem, ściągnął dresowe spodnie razem z majtkami. Następnie pozbył się stanika. Była naga, znowu. On, natomiast, zsunął spodnie i bokserki do kolan, patrząc na mnie. W pewnym momencie zauważył siniaka na moim biodrze i przyłożył tam swoją dłoń. Uśmiechnął się, łapiąc mnie za pośladki. Nie, nie znowu! Podsadził mnie, wchodząc gwałtownie. Zachłysnęłam się powietrzem, znowu czując ból. Przyłożył jedną rękę do siniaka na biodrze, a drugą podtrzymywał moje pośladki, bym nie spadła. Uwierzcie, wolałam spaść. 

Przycisnął mnie do ściany, co tylko mu pomogło zachować równowagę, a potem zaczął się mocno poruszać. Zbyt mocno, to bolało. Dociskał swoją rękę do jej odbicia na moim ciele, a ja wiedziałam, że tak mnie naznacza. I wiedziałam, że za każdym razem będzie to robić. Pomocy...




Leżałam na łóżku, przykryta kołdrą i prześcieradłem, jakby wyssano ze mnie życie. Minęły cztery godziny odkąd wyszedł, zostawiając mnie nagą, skuloną w kącie, płaczącą. Tylko się zaśmiał, widząc moją niemoc. Bawiłam go. Ale szybko się otrząsnęłam, przynajmniej tak mi się wydaje. Wytarłam łzy i ubrałam się, kładąc do łóżka. Nie udało mi się zasnąć. Liczyłam godziny, patrząc na staromodny zegar ścienny. Bolało. Myślałam, że każdy ma jakieś uczucia. Że musi je mieć. Ale myliłam się. On ich nie ma. Potrafi sprawiać tylko ból. 

Drzwi otworzyły się, ale nie zwróciłam na to uwagi. Cierpiałam i miałam zamiar mu pokazać swoją pogardę względem jego. Odkrył pościel, ciągnąc mnie do góry. Pociągnęłam nosem, marząc o chusteczce. Unikałam jego wzroku, patrząc tępo w zegar na ścianie. Zdenerwowało go to, uderzył mnie w policzek. Głośny dźwięk rozniósł się po pokoju, a ja zdziwiłam się tak dużym echem. 

Malik pociągnął mnie za przedramię. Wyszliśmy z pokoju, poprowadził mnie piętro niżej, do piwnicy. Spojrzał na mnie, stając przed jakimiś drzwiami. Zaśmiał się. Nie wiedziałam czemu. Dopóki nie wpuścił mnie do środka. 

- Davon! - Krzyknęłam, chcąc do niego podbiec. 

Zayn chwycił mnie w pasie, a ja zawisłam w powietrzu, szamocząc się. Chciałam podbiec do swojego brata i... ulżyć w jego cierpieniu. Rozwiązać go. Albo rozkuć. Był przywieszony łańcuchami do sufitu, ledwo dotykał palcami u stóp podłogi. Głowę miał spuszczoną w dół, a na ziemi była krew. Niewielka ilość, ale i tak. 

- Davon! - Krzyknęłam ponownie. 

Malik zaśmiał się. 

- Nie usłyszy cię, jest nieprzytomny - mruknął.

Postawił mnie na ziemi, odwracając twarzą do siebie. Obserwował moje zrozpaczone oczy i nic sobie z tego nie robił. Rzuciłam spojrzenie na swojego brata. Wydał z siebie cichy jęk bólu. 

- Proszę, wypuść go! Zabijesz go! - Cały czas krzyczałam lub histeryzowałam. 

Niewielka różnica. 

- Zrobię wszystko, jeśli odstawisz go do domu, żywego - dodałam, patrząc na nagą klatkę piersiową Davona.

Była we krwi. Posiadała rozcięcia, ale nieduże. Zaczęłam płakać. Nie mogłam tak po prostu go obserwować, w tej męczarni i bólu. Chciałam, by Malik go wypuścił. 

Kawowe oczy błysnęły iskierką, słysząc moje słowa. 

- Wszystko? - Zapytał, unosząc jedną brew. 

Skinęłam głową.

- Wszystko - powtórzyłam, nie spuszczając z brata wzroku.

Kolejny jęk wydarł się z jego ust, jednak wiedziałam, że nie jest poinformowany o mojej obecności. Pewnie mnie nawet nie słyszał. Ale wiedziałam, że dowie się o mojej walce o niego. Jakoś się dowie, mam nadzieję. Robię to tylko i wyłącznie dla niego. 

Malik nachylił się do mojego ucha, odgarniając za nie ucho. 

- W takim razie wiem już czego chcę. 

Spięłam się, czując jego bliskość. Wiedziałam, że zażąda rzeczy, której nie zniosę. Ale będę musiała to zrobić, dla Davona. Chociaż dobrze było zobaczyć jego czarne kosmyki włosów i nieliczne tatuaże, jednak nie chciałam, by był tu choć chwilę dłużej. 

W mojej głowie rozbrzmiały słowa Mulata, które były jak wyrok sądu:

- Dojdź dla mnie. 




Od autorki: Ups, dziwnie wyszło, szczególnie końcowe słowa. Takie to trochę słabe, ale... co zrobić? Lepszego pomysłu nie miałam, wybaczcie. Co powiecie na rozdział z perspektywy Zayna? Nie w tej chwili, oczywiście. Właściwie nie zastanawiałam się nad tym, po prostu wpadło mi do głowy. Zauważyliście, że odpowiadam na wasze komentarze? Cholera, ta Shae (czyt. dziewczyna ze zdjęcia) sprawia, że mam ogromne kompleksy, ops. W ogóle, ma ktoś do polecenia jakiś fajny FanFiction? Najlepiej tłumaczenie, w roli głównej Niall lub Zayn, ewentualnie Harry. Tylko nie Colda, Chillsa czy Darka, bo to już przeczytałam milion razy :D Ale wracając do rozdziału - zaskoczeniiiii? Sama siebie zaskoczyłam "wizytą" Davona. #Ok. Poproszę o dużo komentarzy, pobijcie rekord Dnia czwartego :]

21 komentarzy:

  1. Kochana, z pewnością nie zakończyłaś tego "słabo". Co to, to nie. Myślę, że zdanie zakańczające jest genialnie dobrane. W sensie, że... hmm, nie wiem jak to ubrać w słowa. W każdym razie, ja jestem za! (Och, chyba dziwnie to brzmi, biorąc pod uwagę co stało się w tym rozdziale.)
    Nie mniej jednak, rozdział geeenialny! Pomysł z wprowadzeniem do opowiadania Devona? Super! No i przede wszystkim, jestem mega ciekawa, jak to wszystko dalej się potoczy. Czekam więc na dzień szósty, z nadzieją, że dodasz go w podobnym tempie co ten.
    Co tu dużo gadać. Jesteś fenomenalna i z pewnością zdajesz sobie z tego sprawę. Pisz więc dalej i ciesz się tym, bo bez wątpienia masz talent.

    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. wysoko podniosłaś poprzeczkę, i ciekawa jestem, co Zayn z robi z Davonem... pozdrawiam Alexa

    OdpowiedzUsuń
  3. Po ostatnim rozdziale stwierdziłam że jesteś GENIALNA, a dzisiaj doszłam do wniosku że jesteś GENIALNA I FENOMENALNA I UWIELBIAM TWOJĄ WYOBRAŹNIE!!!- to tyle tytułem wstępu
    Szczerze, miałam cichą nadzieje że w najbliższym czasie wprowadzisz Davona- i BAM udało się!!!
    Biedna Shae, chociaż z drugiej strony, nie, nie ma drugiej strony.
    Zakończenia, no tak.Jest GENIALNE!!!( muszę zajrzeć do słownika, bo moje słownictwo jest ubogie)
    Spowodowało u mnie bezdech, znowu.Nie ma pojęcia jak ty to robisz ale kiedyś skończy się to moim zgonem i będziesz miała niewinną dziewczynę na sumieniu.
    Nawet nie myśl o zwalnianiu tempa dodawania rozdziałów, ale rozumiem że masz życie towarzyskie i inne (u mnie towarzyskiego tu brak), tak czy inaczej CZEKAM NA DZIEŃ 6.
    Trzymaj się ciepło, Rhodes
    (Komentuje dziś, a nie wczoraj, gdyż zmieniłam strefę czasową i poznałam nowego tatusia, który wyłączył mi internet bo powiedziałam że nie jem mięsa i stwierdził że mam za dużo kolczyków w uchu i zły kolor włosów-niefajnie)
    r

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny. Czekam na dzień 6

    OdpowiedzUsuń
  5. Jajku, tak czytam, czytam aż w końcu uświadomiłam sobie, że Shae minimalnie pociąga zayn :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam czytać to opowiadanie :) Jest inne niż wszystkie. Jeżeli możesz to kolejny rozdział napisz z perspektywy Zayna bo będzie ciekawiej :) Pozdrawiam Rouzie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Idealne, rewelacyjne, genialne, niesamowite, wyśmienite.. ! ! ! *_*
    Kocham takiego Zayna ! Ahhh!
    A ta końcówka ?! Oszalałam. !
    Szkoda mi Shae, ale z drugiej strony myślę, że z czasem pomiędzy nimi rozkwitnie jakieś uczucie.. To takie moje małe domysły :D
    Jesteś genialną pisarką ! ♥
    Uwielbiam tę historię, bo jest taka inna i niespotykana ! *-*
    Czekam na dzień 6.

    Pozdrawiam. ♥
    @blue_eyes9

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy dodasz nowy rozdział ? ;) Bo już nie mogę się doczekać. Genialnie piszesz kochana :33

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział Fantastyczny!!!!
    Czekam na kolejny!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Suuuuuuuuuuuuuuuper <3 !

    OdpowiedzUsuń
  11. Kocham Cię po prostu <3

    OdpowiedzUsuń
  12. na początku chciałabym stwierdzić że twoja nietypowa historia wspaniała, zakochałam się! I to że główną bohaterką jest Hannah Snowdon sprawia że jeszcze bardziej polubiłam tą opowieść, nie mogę się doczekać nowego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  13. jestem pewna że Shae pociąga Zayna na 100% :D szkoda mi jej , chociaż raz Zayn mógłby jej okazać chociaż troszkę uczucia i myślę że rozdział z perspektywy Zayna to zajebisty pomysł byśmy dowiedziały się co on myśli =D czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  14. Kochamy cię i bijemy rekord!!

    OdpowiedzUsuń
  15. SSSSUUUUUPPPPCCIIIOOOO!!!!!<333333333333333

    OdpowiedzUsuń
  16. o matko, co kolejny to jeszcze lepszy.
    Zayn to BRUTAL , ale pewnie tak ma być ;)
    czekam nn ;)
    Całuje Ola ;*

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetny rozdział ! :D A końcowe słowa wywarły na mnie OGROMNE wrażenie xD Czy Malik nie jest zbyt pewny siebie ? Shae nie jest 'każdą'. Boże, aż żal mi Zayna. W dniu ostatecznym nie będzie miał co liczyć na pączki xD 'Naznaczał' ją... Co to, terytorium ?! Jestem o krok od tego, aby mu wpierdolić -,- A z tym szantażem to już zupełnie przesadził ! Żeby porywać Davona dla własnych, samczych potrzeb ?! Omg, skąd ja znam takie słowa xD Lecę czytać kolejny ^^
    M.

    OdpowiedzUsuń