Mała dziewczynka biegała po dużej łące na wsi, u swojej babci, śmiejąc się na cały głos. Młoda kobieta goniła swoją córkę, starając się przy okazji ujarzmić grubą opaskę, która trzymała jej gęste włosy na miejscu. Brunetka specjalnie trzymała pomiędzy nią, a małą dystans, bo to była w końcu tylko zabawa. Szczekanie szczęśliwego psa towarzyszyło im na każdym kroku. Zaśmiała się, w końcu łapiąc dziewczynkę tak podobną do siebie. Otoczyła swoimi chudymi ramionami córkę, całując ją w nos. Potem ruszyła z nią, opartą na biodrze, podchodząc do starszego syna, który podał jej małą dłoń. Pociągnęła chłopca, by poszedł za nią w stronę drewnianego domu. Przed gankiem postawiła małą dziewczynkę, a obok niej od razu znalazł się opiekuńczy brat. Kobieta uśmiechnęła się do nich, po czym odwróciła tyłem, idąc w stronę ciemności. Jej córka chciała za nią pobiec, jednak chłopczyk zatrzymał ją w swoich ramionach. Deszcz moczył ich letnie ubrania i ciemne włosy, a krople mieszały się ze łzami małej.
- Spokojnie, Shae, mamusia kiedyś wróci.
Drgnęłam, jednak oczy pozostawiłam zamknięte. Do moich nozdrzy dotarł dziwny zapach. Nie był zły, po prostu przypominał stare książki, które często znajdowały się w jakiś podstarzałych bibliotekach. Siedziałam na zimnej ziemi, a moje ręce były czymś przypięte nad zwisającą głową, chyba łańcuchami. Nie otworzyłam oczu, by to sprawdzić, ponieważ udawałam, że nadal śpię, słysząc czyjś oddech. A właściwie czyjeś.
- Cholera, jesteś idiotą, za dużo tego cholerstwa wylałeś na chusteczkę!
Kobiecy głos skarcił, zapewne, mojego - kolejnego, jakby nie patrzeć - porywacza. Oddychałam miarowo, by nadal myśleli, że śpię przez to cholerstwo, którym mnie otruli. Kolejny głos, tym razem męski i zdecydowanie młodszy, rozbrzmiał po pomieszczeniu:
- Dałem tyle, ile powiedziałaś. Powinna się zaraz obudzić.
Teraz cieszyłam się, że moja głowa zwisała, a włosy zasłaniały twarz, bo nikt nie mógł zauważyć brwi, które trochę zmarszczyłam. Czułam się jak wtedy, u Zayna, kiedy powiesił mnie na tym łańcuchu, tyle, że tutaj siedziałam, a tam bardziej wisiałam niż stałam lub cokolwiek...
Historia się powtarza?
- Mam nadzieję, że to jest dobra kryjówka - powiedziała kobieta.
- Malik raczej jej nie znajdzie - zaśmiał się drugi głos.
Zayn? To przez niego tu jestem? Co on znowu zrobił? Cholera, przecież by mnie nie naraził, prawda? A może... Pewnie nie byłam już mu potrzebna. Uważał mnie tylko za jakiś kłopot i dlatego nie zważał na moje bezpieczeństwo... Nie, Shae, wiesz, że to nieprawda. Mulat dba o mnie, na swój chory i pokręcony sposób. Tak mi się przynajmniej wydaje.
- Gdzie mama? - Głos małej brunetki rozbrzmiał po kuchni.
Młody mężczyzna, jej ojciec, zamarł, po czym odwrócił się twarzą do niej i chłopca, który siedział obok swojej siostry, obejmując ją troskliwym, dziecięcym ramieniem. Wziął głęboki wdech, nie wiedząc, jak im to wytłumaczyć. Matka, którą tak bardzo kochali, odeszła od nich i od niego. Został sam z dwójką dzieci, nie wiedząc, skąd brać pieniądze na nie.
- Mama... mama odeszła, ale kiedyś wróci i znowu ją zobaczysz.
Ojciec rodzeństwa wytłumaczył to tak, jak zawsze. Dziewczynka coraz rzadziej pytała o swoją matkę i to było mu na rękę, bo nie lubił tłumaczyć, dlaczego odeszła, samemu nie znając owego powodu. Na szczęście starszy syn zrozumiał, że to nie jest dobry powód do rozmowy i nie zadawał żadnych pytań o kobietę, która zniknęła.
- Ale wróci? - Zabrzmiało kolejne pytanie dziewczynki.
Nie, pomyślał.
- Oczywiście, że tak, kochanie - odpowiedział.
Nie rozumiałam, dlaczego znowu zemdlałam. Zdarzy się to jeszcze raz? Och, cholernie się boję. Boję się o ojca. Boję się o Hanaa. Boję się o Davona. Boję się o siebie. Boję się o... Zayna. Co, jeśli jemu też coś zrobią lub, co gorsza, zabiorą małą? Chyba serce by mi pękło. Nie mogą mi jej odebrać. Ani Mulata. Ani nikogo innego. Nie pozwolę.
Nie chcę tu umrzeć, nie chcę tu być. Nie chcę, by Zayn kiedyś opowiedział naszej córce taką samą historię, jaką mi i Davonowi opowiadał ojciec. Nie chcę. Nie chcę. Nie chcę. Pomocy, muszę stąd wyjść! Boże, jak on sobie radzi z Hanaą? Co, jeśli jest głodna? Cholera, jeśli wrócę do nich, już nigdy nie wyjdę z domu albo chociaż nigdzie nie ruszę się bez Steve`a i Mike`a, pójdą ze mną nawet do cholernej łazienki.
Moje oczy na nowo zamknęły się. Walczyłam ze snem, który wygrał, po raz kolejny, naszą walkę. Ciemność owinęła się wokół mnie, odgradzając od rzeczywistości.
Dwunastoletnia brunetka ukryła się za ścianą, słuchając trzasków w salonie. Jej ojciec tłukł jakieś szklanki i wazony, wyklinając na matkę dziewczynki, która odeszła już dawno temu. Z tego, co wiedziała, tata, mając takie możliwości, szukał swojej miłości, jednak - jak widać - coś musiało pójść nie tak. Przełknęła ślinę i powolutku weszła do salonu, stając blisko wyjścia, gdzie szkło jej nie dosięgnie. Mężczyzna zauważył ją, trzaskając kolejny talerz.
- Co się stało, tato? - Zapytała cicho.
Spojrzała prosto w jego oczy, które pociemniały od gniewu. Była przerażona, bo jej brat wyszedł z kolegami na boisko, zostawiając ją z myślą, że ojciec nie wróci zbyt szybko. Mylił się, co nie było dobre. Nie dla niej.
- Ta dziwka odeszła z jakimś chujem, rozumiesz?! - Krzyknął.
Dziewczyna drgnęła przestraszona, widząc zbliżającego się do niej ojca. Zaczęła się powoli cofać, kiedy na jego twarzy powstał kolejny grymas złości, który tak doskonale znała. W końcu odwróciła się na pięcie i pobiegła szybko do swojego pokoju, zamykając się w nim na klucz. Usiadła w najdalszym kącie od drzwi, łkając cicho w kolana. Spojrzała na budzik, który stał na stoliku nocnym i zaczęła odliczać minuty do powrotu jej brata, modląc się, by ojciec nie wyważył drzwi.
Dam radę, pomyślała.
Nie dała.
Chyba ten u góry mnie nie lubi, jeśli w ogóle istnieje. Te wszystkie cholerne sny... Wspomnienia. Tak to powinnam nazwać - wspomnieniami. Nie chciałam znowu przez nie płakać, powinnam być silna, szczególnie teraz. Tamten okres jest za mną, nie powinnam o nim myśleć. Teraz mam inne problemy, ważniejsze.
- Kiedy ona w końcu się wybudzi?
Drgnęłam, słysząc znajomy damski głos, ten sam, co wcześniej.
- Za niedługo. Cierpliwości, proszę pani.
Usłyszałam jej prychnięcie i trzask drzwi. A potem ciemność, znowu.
- Nie powinieneś mnie bronić - wyszeptała czternastolatka.
Przyłożyła wacik z wodą utlenioną, który robił się powoli czerwony, do rozciętej wargi chłopaka. Jej starszy brat syknął, ale po chwili uśmiechnął się, dając znak, by kontynuowała opatrywanie jego ran, które zadał mu ojciec. Dzisiaj dostał mocniej niż zwykle, co było dość dziwne, ale nie miał zamiaru nad tym rozmyślać. Miał to w czterech literach i nie miał zamiaru przeżywać nowych faktów z życia matki, która ich zostawiła, gdy byli mali.
- Jesteś moją malutką siostrzyczką, to normalne, że cię obroniłem.
Teraz to ona uśmiechnęła się do niego, ukazując swoje proste zęby. Odgarnął zdrową dłonią czarny kosmyk włosów, który uwolnił się z małego kucyka, chcąc dołączyć do grzywki. Dziewczyna pociągnęła cicho nosem, a mina chłopca zrzedła. Płakała. Znowu. Nie potrafił znieść jej płaczu, ranił jego serce. Pociągnął ją za podbródek, przez co została zmuszona do spojrzenia mu w oczy.
- Nie płacz, słońce, to nic - mruknął.
- Kiedy to się skończy? - Wycharczała, patrząc na niego ze łzami.
- Niedługo, zobaczysz - obiecał.
Nie dotrzymał obietnicy.
Poczułam, jak ktoś wylał prosto na moją twarz wiadro zimnej wody. Otworzyłam gwałtownie oczy, mrugając, by pozbyć się z nich nadmiernej cieczy. Spojrzałam na osobę przez sobą, po czym zamarłam ze zdziwieniem i szokiem wymalowanym na twarzy. Cholera.
- Czas wstawać, myszko.
Tylko jedna osoba mnie tak nazywała.
Mama.
Od autorki: Yeah, Dzień 31 w końcu nadszedł. Jestem już strasznie daleko z tym blogiem. Pomyśleć, że zaczęłam go pisać szesnastego listopada... No, nieważne. Dziś krótko, bo za niedługo trzeba się zebrać do sklepu, a ja jeszcze w piżamie siedzę. Cóż, pewnie ominęłam mnóstwo błędów w poprawianiu, ale nieważne, staram się. Limit nadal obowiązuje. Ask. Tumblr.
60 komentarzy = nowy rozdział